Z jakiegoś powodu wszystko się popsuło za pomocą mnie.
Tak długo pracowałam nad obrazem siebie, a teraz inni nie chcą bym używała siebie w ich towarzystwie.
Ludzie chcą być pewni, że zanikam w ich pamięci. Chcą bym zniknęła. I mówię tu o tych, którzy uważali się za moich przyjaciół, a ja łapczywie łapałam ich za ręce by nie utonąć w długim dźwięku samotności.
Miałam bowiem nadzieję, że te ręce nigdy mnie nie puszczą i nie polecę w dół.
Kiedyś byłam ciężarem dla samej siebie, a teraz to inni muszą mnie dźwigać, nie pytani czy tego właśnie chcą.
Jestem błędem samej w sobie.
Przemijam w tej chwili.
Nie mam nastroju i osobowości poza językiem w, którym istnieję i przepadam, milcząc.
Nikt nie chce słuchać bo mój język nie służy do życia.
Jednak, gdy nie piszę to unikam samej siebie. Unikam marzeń, które coraz bardziej zacierają się, znikają, milkną, przechodzą w fazę nieobecności.
To już przerabiałam.
Potrzebę pisania do samej siebie, skoro nigdzie indziej mnie nie znajdziecie.
Moje pisanie nie nadaje się do mówienia.
Moje marzenia nie nadają się do spełnienia.
Ja sama nie nadaję się do życia.
Wiem, jak to jest, gdy ludzie się odwracają. Aż za bardzo wiem i rozumiem.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!! :*
Dziękuję Tobie za obecność, Aniu.
OdpowiedzUsuń