Za oknem, gdzie nadeszła jesień i gdzie wiatr szuka swojej przestrzeni, ja we mgle lęku chłonę rzeczywistość.
Przez żaluzje, do wnętrza pokoju, wsącza się promień księżycowy i moja twarz topi się w księżycu.
W mojej głowie, setki wspomnień ode mnie, gdzie cichną rozmowy.
Układam się do snu pełnego obrazów przeżytego dnia.
Układam się do snu pełnego obrazów przeżytego dnia.
Mój psychiatra mnie uspokoił: moje widzimisię nie jest kolejną chorobą mojej głowy. Widzimisię dlatego, że mam obniżony próg lękowy i w tej chwili praktycznie żyję w świecie lęków.
Stuknie kubek, trzaśnie szafka, zawieje wiatr... I w mojej głowie wybucha wyobraźnia, tworząc coś czego nie ma. Przez to mój organizm jest w ciągłej gotowości na wstrząs.
Mam zwiększone dawki leków przeciwlękowych i powinno to wszystko się trochę wyciszyć.
Oby, bo oszaleć można.
Wstaję, by jeszcze na chwilę stanąć w progu i wciągnąć w płuca orzeźwiający powiew wiatru.
Próg...
Przekraczam go.
Zamykam drzwi.
Zostawiam za drzwiami listopad z nadzieją, że grudzień będzie spokojniejszy.