Zawiesiłam system.
Wykonałam reset.
Być albo nie być.
Powątpiewanie.
Pytanie: czy pisać bloga dalej?
Zawisłam nad pustką i majtam sobie nogami nad przepaścią.
Mimo wszystko kieruję łeb do słońca, bo chyba po to ono jest, by ogrzewać nasze myśli.
Myślałam sobie nad tym co się wydarzyło...
Dwa spełnione marzenia i kryzys zdrowotny dla równowagi.
A może raczej nierównowagi psychicznej.
Więc macham nogami, przyklejając uśmiech i krzycząc do wszystkich:
Jest ok! Jest OK!
W sumie prawda w tym OK jest, bo dumna jestem z mojej Przyjaciółki.
Podjęła się leczenia depresji.
Powaliła mnie tym.
Powaliła swoją siłą.
A do takiej decyzji trzeba mieć siłę nie byle jaką!
I dała powód do dalszej wali o mnie, o moje zdrowie i o to wszystko co przed nami.
Reset był dobry.
System mniej się zawiesza.
A i kursor na blogu wreszcie ruszył się z miejsca w pozytywnym kierunku.
Taki mały, migający na ekranie kursor.
Kursor nadziei.
Tak można to ująć.