Dziś wróciłam do domu.Wasze wsparcie na FB, w dniach, gdy nie miałam dostępu do normalnego komputera i puszczałam emocje w świat za pomocą telefonu i fan-page na tymże portalu, dodawało mi bardzo dużo sił.
Dziękuję bardzo: Diary, Głupie Serce i Anice - tamta strona lustra i kilku innym Osobom, które mnie wsparły, stokrotne: Dziękuję!
Jutro znów wybywam...
W ostatnich dniach żyję na walizkach!
Tym razem wyjeżdżam nad morze.
Na pięć dni.
Ale...
I tu - niespodzianka - będę miała laptopa i internet w pokoju, a to oznacza, że będę mogła co jakiś czas się do Was odezwać.
Włączcie, więc swoje komputerowo-telefoniczne nadajniki, by być ze mną na fali, no chyba, że z takim świrusem jak ja trudno wytrzymać, to...
To i tak się odezwijcie!
niedziela, 28 września 2014
Pauza
Pobyt u Przyjaciółki.
Dzień po ataku.
Jesteśmy na jednym z dużych, miejskich blokowisk - tu mieszka Przyjaciółka.
Idziemy szybszym krokiem, by kupić bilety na tramwaj.
Wchodzimy do przydrożnego spożywczaka, gdzie te bilety są dostępne.
Kiedy kupiliśmy te małe karteczki, które są przepustką do tramwaju, Przyjaciółka oznajmia, że zapomniała czegoś z mieszkania.
Idzie.
Ja zostaję i rozmawiam z przesympatyczną ekspedientką.
Nagle wchodzi młoda - wydaje się, że młodsza ode mnie kobieta:
- Pierogi z grzybami poproszę.
Ja, oczywiście, myśląc, że to uczennica z pobliskiej szkoły, zagajam:
- Mama przysłała po zakupy na obiad?
Dziewczyna delikatnie wypuszcza uśmiech w obieg:
- Nie, kupuję je dla mojej córeczki, która jest w szpitalu, tu obok - wskazuje palcem drogę do... hospicjum. Szpital był w innym kierunku.
- Aha. A, co jest córeczce? - pyta ekspedientka i chyba nie zarejestrowała faktu, że palec tej kobiety, nadal kierował się w stronę "szpitala".
- Guz pnia mózgu, nieoperacyjny - odpowiada jakby recytowała coś z przymusu.
Jej oczy wyrażały cały ból, a moje wylały kilka łez. Nie mogłam się powstrzymać.
Kobieta mówi dalej:
- Choroba zaczęła się rok temu. Teraz jesteśmy tu, w ho... szpitalu - jej zająknięcie wyrażało więcej niż tysiąc innych słów. Nie może pogodzić się z tym, że jej córeczka leży w hospicjum i nie umiała tego miejsca nazwać "po imieniu" jakby się bała, że gdy wypowie to słowo, jej świat od nowa się rozsypie na maleńkie drzazgi.
- ...ma 4 latka...
Jakieś zdanie uciekło mi w między czasie.
Zawiesiłam się.
Życie wdusiło pauzę.
Dzień po ataku.
Jesteśmy na jednym z dużych, miejskich blokowisk - tu mieszka Przyjaciółka.
Idziemy szybszym krokiem, by kupić bilety na tramwaj.
Wchodzimy do przydrożnego spożywczaka, gdzie te bilety są dostępne.
Kiedy kupiliśmy te małe karteczki, które są przepustką do tramwaju, Przyjaciółka oznajmia, że zapomniała czegoś z mieszkania.
Idzie.
Ja zostaję i rozmawiam z przesympatyczną ekspedientką.
Nagle wchodzi młoda - wydaje się, że młodsza ode mnie kobieta:
- Pierogi z grzybami poproszę.
Ja, oczywiście, myśląc, że to uczennica z pobliskiej szkoły, zagajam:
- Mama przysłała po zakupy na obiad?
Dziewczyna delikatnie wypuszcza uśmiech w obieg:
- Nie, kupuję je dla mojej córeczki, która jest w szpitalu, tu obok - wskazuje palcem drogę do... hospicjum. Szpital był w innym kierunku.
- Aha. A, co jest córeczce? - pyta ekspedientka i chyba nie zarejestrowała faktu, że palec tej kobiety, nadal kierował się w stronę "szpitala".
- Guz pnia mózgu, nieoperacyjny - odpowiada jakby recytowała coś z przymusu.
Jej oczy wyrażały cały ból, a moje wylały kilka łez. Nie mogłam się powstrzymać.
Kobieta mówi dalej:
- Choroba zaczęła się rok temu. Teraz jesteśmy tu, w ho... szpitalu - jej zająknięcie wyrażało więcej niż tysiąc innych słów. Nie może pogodzić się z tym, że jej córeczka leży w hospicjum i nie umiała tego miejsca nazwać "po imieniu" jakby się bała, że gdy wypowie to słowo, jej świat od nowa się rozsypie na maleńkie drzazgi.
- ...ma 4 latka...
Jakieś zdanie uciekło mi w między czasie.
Zawiesiłam się.
Życie wdusiło pauzę.
Nie-ja
25 wrzesień.
Zwykły, jesienny, trochę bardziej szary dzień.
Mija on jak chmury na niebie.
Nastaje ciemność - nie tylko za oknem, ale również w mojej głowie.
Wysyłam znajomym wiadomości dalekie od normalnych smsów - pełne dziwnych, niespokojnych emocji.Ś
Nagle jedno słowo mojej przyjaciółki uświadomiło mi, że znów stałam się TĄ INNĄ, którą wcale nie chcę być, ani nawet na ten jeden moment.
Świadomość, że znów to nie byłam ja, doprowadziła mnie na skraj obłędu - zaczęłam płakać, drzeć się jak zranione zwierzę i nim naprawdę byłam, bo po moim nadgarstku płynęła krew po nacięciach.
Gdy to zobaczyłam to zaczęłam krzyczeć jak bardzo siebie NIENAWIDZĘ...
Dziś jest kilka dni po ataku, ale i tak nie przestałam ani trochę siebie nienawidzić.
Jestem popaprańcem.
Zwykły, jesienny, trochę bardziej szary dzień.
Mija on jak chmury na niebie.
Nastaje ciemność - nie tylko za oknem, ale również w mojej głowie.
Wysyłam znajomym wiadomości dalekie od normalnych smsów - pełne dziwnych, niespokojnych emocji.Ś
Nagle jedno słowo mojej przyjaciółki uświadomiło mi, że znów stałam się TĄ INNĄ, którą wcale nie chcę być, ani nawet na ten jeden moment.
Świadomość, że znów to nie byłam ja, doprowadziła mnie na skraj obłędu - zaczęłam płakać, drzeć się jak zranione zwierzę i nim naprawdę byłam, bo po moim nadgarstku płynęła krew po nacięciach.
Gdy to zobaczyłam to zaczęłam krzyczeć jak bardzo siebie NIENAWIDZĘ...
Dziś jest kilka dni po ataku, ale i tak nie przestałam ani trochę siebie nienawidzić.
Jestem popaprańcem.
wtorek, 23 września 2014
Debilologia stosowana
Nie mam rozmów w sobie, bo o czym tu gadać, gdy znów jest ze mną coś nie tak.
Czuję się jakbym studiowała debilologię, stosowaną na własnym przykładzie.
Godzina 15.00.
Przyklejam uśmiech mimo wszystko, myśląc raczej pozytywnie, że dziś będę się cieszyć z postępów w walce o się.
Wchodzę do gabinetu psychiatry i głośno - niby radośnie - mówię: dzień dobry żeby nie tracić czasu i nie pozwolić na łzy.
Wyciągam wrześniowego Filantropa z drukiem mojego bloga i opowiadam o tym jak bardzo mnie to cieszy. Mówię też o Was, o Waszym wsparciu, o byciu tu.
Jednak długo nie wytrzymuję w tej sztucznej skorupie samo-zadowolenia i wybucham płaczem.
Opowiadam o siostrze, o mnie samej i o tym, że naprawdę muszę być ciężarem ostatnich wydatków cierpliwości.
- Muszę Panią skierować do szpitala - słyszę, a moje myśli zatrzymują się z piskiem opon.
Spoglądam przerażona, ale rozumiem: cięcie się i myśli samobójcze to niezbyt zdrowy objaw funkcjonalności mojej pustej, głupiej głowy.
- Wypiszę Pani skierowanie na oddział stacjonarny, ale zanim Panią tam przyjmą, proszę wrócić na terapię dzienną i to już od jutra - mówi lekarka i wydaje kwitek potrzebny do przyjęcia na zajęcia.
- Dobrze, ale widzi Pani... - waham się czy mówić dalej, ale psychiatra patrzy na mnie wyczekująco. Podejmuję więc próbę przemowy:
- Po jutrze chciałam wyjechać do niedzieli do przyjaciółki. Już tak dawno się nie widziałyśmy, a w poniedziałek jadę nad morze na tydzień - moje słowa błąkają się po gabinecie jak oszalałe.
- To zróbmy tak. Jutro Pani zawiezie skierowanie na grupę, ale zaznaczy, że dopiero za dwa tygodnie zacznie Pani terapię. Ja tu napiszę, że wyrażam zgodę na Pani wyjazd - i tak jak mówi, tak robi. Po chwili zaświadczenie ląduje w moich rękach.
- Jestem z Pani dumna i gratuluję bloga - mówi doktorka na pożegnanie, gdy opuszczam gabinet ze skierowaniem na leczenie.
W domu się zastanawiałam czy napisać Wam o tym wszystkim.
Doszłam jednak do wniosku, że skoro chcę być wobec Was szczera i chcę by ten blog pokazywał innym chorym, że nie są w tym cierpieniu samotni, muszę o tym druknąć, mimo, że znów zrobiłam z siebie debilkę udając silną przed osobą, która czyta ze mnie jak z otwartej księgi i chyba chce mi pomóc.
Czuję się jakbym studiowała debilologię, stosowaną na własnym przykładzie.
Godzina 15.00.
Przyklejam uśmiech mimo wszystko, myśląc raczej pozytywnie, że dziś będę się cieszyć z postępów w walce o się.
Wchodzę do gabinetu psychiatry i głośno - niby radośnie - mówię: dzień dobry żeby nie tracić czasu i nie pozwolić na łzy.
Wyciągam wrześniowego Filantropa z drukiem mojego bloga i opowiadam o tym jak bardzo mnie to cieszy. Mówię też o Was, o Waszym wsparciu, o byciu tu.
Jednak długo nie wytrzymuję w tej sztucznej skorupie samo-zadowolenia i wybucham płaczem.
Opowiadam o siostrze, o mnie samej i o tym, że naprawdę muszę być ciężarem ostatnich wydatków cierpliwości.
- Muszę Panią skierować do szpitala - słyszę, a moje myśli zatrzymują się z piskiem opon.
Spoglądam przerażona, ale rozumiem: cięcie się i myśli samobójcze to niezbyt zdrowy objaw funkcjonalności mojej pustej, głupiej głowy.
- Wypiszę Pani skierowanie na oddział stacjonarny, ale zanim Panią tam przyjmą, proszę wrócić na terapię dzienną i to już od jutra - mówi lekarka i wydaje kwitek potrzebny do przyjęcia na zajęcia.
- Dobrze, ale widzi Pani... - waham się czy mówić dalej, ale psychiatra patrzy na mnie wyczekująco. Podejmuję więc próbę przemowy:
- Po jutrze chciałam wyjechać do niedzieli do przyjaciółki. Już tak dawno się nie widziałyśmy, a w poniedziałek jadę nad morze na tydzień - moje słowa błąkają się po gabinecie jak oszalałe.
- To zróbmy tak. Jutro Pani zawiezie skierowanie na grupę, ale zaznaczy, że dopiero za dwa tygodnie zacznie Pani terapię. Ja tu napiszę, że wyrażam zgodę na Pani wyjazd - i tak jak mówi, tak robi. Po chwili zaświadczenie ląduje w moich rękach.
- Jestem z Pani dumna i gratuluję bloga - mówi doktorka na pożegnanie, gdy opuszczam gabinet ze skierowaniem na leczenie.
W domu się zastanawiałam czy napisać Wam o tym wszystkim.
Doszłam jednak do wniosku, że skoro chcę być wobec Was szczera i chcę by ten blog pokazywał innym chorym, że nie są w tym cierpieniu samotni, muszę o tym druknąć, mimo, że znów zrobiłam z siebie debilkę udając silną przed osobą, która czyta ze mnie jak z otwartej księgi i chyba chce mi pomóc.
sobota, 20 września 2014
Mocniej
Czasami mam tak, że chciałabym wypisać się z własnego mózgu i przestać patrzeć na wessany przez mgłę smutku horyzont.
Chciałabym buchnąć promieniami, zatrzymać rozpędzony pociąg rozpaczy, po prostu już nie być smutna na szerokość zdania tam i z powrotem.
Dialog siostra - ja:
- Ty tylko umiesz beczeć i nic matce nie pomagasz - stwierdza.
- Nie mów tak. Ty myślisz, że ja chcę ciągle płakać i snuć się po pokoju jak cień? - pytam.
Ona spogląda na mnie z drwiącym uśmiechem przeżuwanym w kąciku ust i informuje mnie z wyższością występującą wtedy, gdy szczególnie chce mi dopiec:
- I tak całe życie nic innego nie robisz, tylko śmierdzisz i jesteś odwiecznym problemem matki.
Milczę i choć dławią mnie łzy, nie pozwalam jej na tę satysfakcję. Widząc, że z mojej strony nie ma reakcji, dodaje:
- Jesteś jak wrzut naszej rodziny. Z Tobą to tylko same problemy od urodzenia.
Wychodzę, trzaskam drzwiami i słyszę śmiech wplątany w słowo siostry:
- Mocniej!
Chciałabym buchnąć promieniami, zatrzymać rozpędzony pociąg rozpaczy, po prostu już nie być smutna na szerokość zdania tam i z powrotem.
Dialog siostra - ja:
- Ty tylko umiesz beczeć i nic matce nie pomagasz - stwierdza.
- Nie mów tak. Ty myślisz, że ja chcę ciągle płakać i snuć się po pokoju jak cień? - pytam.
Ona spogląda na mnie z drwiącym uśmiechem przeżuwanym w kąciku ust i informuje mnie z wyższością występującą wtedy, gdy szczególnie chce mi dopiec:
- I tak całe życie nic innego nie robisz, tylko śmierdzisz i jesteś odwiecznym problemem matki.
Milczę i choć dławią mnie łzy, nie pozwalam jej na tę satysfakcję. Widząc, że z mojej strony nie ma reakcji, dodaje:
- Jesteś jak wrzut naszej rodziny. Z Tobą to tylko same problemy od urodzenia.
Wychodzę, trzaskam drzwiami i słyszę śmiech wplątany w słowo siostry:
- Mocniej!
czwartek, 18 września 2014
Ludzie
Noc.
Pojawia się bezsenność.Pojawia się po coś. Tym razem próbuje rozplątać zwoje w mojej głowie i uformować je w myśli.
Mija kilka godzin, a ja nadal wpatruję się w sufit.
Przeskakuję z tematu na temat.
Mam w głowie ludzi, rysuję ich sylwetki, a powstałe obrazy nie pozwalają moim szarym komórkom zasnąć i po prostu odpocząć.
Tworzę mapę na, której punktami odniesienia będą właśnie ludzie.
W dzień znów wyruszę w blogową podróż by dla nich wyklikać kolejną myśl.
Jestem znów z Wami, choć na marginesie, a że margines to jednak część pustej kartki to chcę ją dla Was zapisać.
Może dziś uda mi się zasnąć...
wtorek, 16 września 2014
Na poziomie miasta DomBook
Zatrzymuję się w mieście DomBook, którego nie ma na mapie Polski.
Szukam ulicy im. Kai Platowskiej, której na próżno szukać w GoogleMaps.
Zdaje się, że jestem na innej planecie mojej wyobraźni.
Książka to niezwykłe miejsce.
To dom.
Dom do którego możesz się wprowadzić i zostać ugoszczonym przez gospodarza - pisarza.
Wprowadzam się zatem do ludzi z książek: "Po prostu mnie przytul" i "O tym się nie mówi".
Najpierw odwiedzę pokój dziewczyny chorej na depresję, a potem pójdę na terapię do szpitala psychiatrycznego, gdzie o pewnych sprawach lepiej nie mówić, ale na szczęście Pani Gospodarz Kaja Platowska o tym głośno pisze, za co jestem Jej wdzięczna.
W ogóle Pani Kaja jest bardzo ciepłą i wyrozumiałą osobą.
Na poziomie Pisarz - Czytelnik okazuje się być po prostu sobą, ubrana w szlachetność i chęć wspierania tych, których dotknęła choroba psychiczna.
Ja mogę tylko powiedzieć: dziękuję i mówić o jej twórczości, która pomaga zrozumieć innym ludziom nasz świat żółtych papierów.
Szukam ulicy im. Kai Platowskiej, której na próżno szukać w GoogleMaps.
Zdaje się, że jestem na innej planecie mojej wyobraźni.
Książka to niezwykłe miejsce.
To dom.
Dom do którego możesz się wprowadzić i zostać ugoszczonym przez gospodarza - pisarza.
Wprowadzam się zatem do ludzi z książek: "Po prostu mnie przytul" i "O tym się nie mówi".
Najpierw odwiedzę pokój dziewczyny chorej na depresję, a potem pójdę na terapię do szpitala psychiatrycznego, gdzie o pewnych sprawach lepiej nie mówić, ale na szczęście Pani Gospodarz Kaja Platowska o tym głośno pisze, za co jestem Jej wdzięczna.
W ogóle Pani Kaja jest bardzo ciepłą i wyrozumiałą osobą.
Na poziomie Pisarz - Czytelnik okazuje się być po prostu sobą, ubrana w szlachetność i chęć wspierania tych, których dotknęła choroba psychiczna.
Ja mogę tylko powiedzieć: dziękuję i mówić o jej twórczości, która pomaga zrozumieć innym ludziom nasz świat żółtych papierów.
poniedziałek, 15 września 2014
Pasy bezpieczeństwa
Dzisiejsze wydarzenia zatrzymały mnie na pasach wydarzeń i nie umiem postawić ani kroku dalej, ale to nie ja lecz moja siostra ma gorzej bo zatrzymała się w pół życia i nie wie w, którą stronę postawić ma swoje kolejne dni, więc zamiast nich postawiła czerwone znaki zapytania.
Staram się nie płakać, ogarnąć temat, jednak mi się to nie udaje.
Wypłakuję się w ramionach siostry i mówię jej jak bardzo nieznośne dla mnie jest to co teraz się dzieje. Boję się, że ktoś bliski jej sercu zrobił jej krzywdę nie do pokonania. Jeżeli to się potwierdzi to nie wiem co mu zrobię.
Jest mi ciężko sklecić tę notkę, ale muszę to wszystko z siebie wyrzucić, choćby było to chaotyczne wysypanie dławiących słów.
Moje myśli gonią jak szalone i dobrze by było, gdyby zapięły pasy bezpieczeństwa.
Staram się nie płakać, ogarnąć temat, jednak mi się to nie udaje.
Wypłakuję się w ramionach siostry i mówię jej jak bardzo nieznośne dla mnie jest to co teraz się dzieje. Boję się, że ktoś bliski jej sercu zrobił jej krzywdę nie do pokonania. Jeżeli to się potwierdzi to nie wiem co mu zrobię.
Jest mi ciężko sklecić tę notkę, ale muszę to wszystko z siebie wyrzucić, choćby było to chaotyczne wysypanie dławiących słów.
Moje myśli gonią jak szalone i dobrze by było, gdyby zapięły pasy bezpieczeństwa.
sobota, 13 września 2014
Czasem
Kołyszą się moje oddechy, kroki, myśli. Zdaje się, że ból siedzi cicho bo boi się hałasu o nic. Niedawno znów przyszło mi się zmierzyć z pytaniami o mój nadgarstek wyrzutów sumienia i niedoskonałości.
Gabinet.
Lekarz.
Pielęgniarka.
Wszystko kręci się wokół mnie i faktu, że zaraz mam zasnąć pod wpływem narkozy.
W czasie zakładania wenflonu anestezjolog pyta:
- Co to za blizny?
Milczę. Wpatruję się w zegar. Próbuję wstyd stłumić milczeniem.
- Sama sobie to robisz?
Znów pada pytanie, rani jak żyletka, ale tym razem oczy wszystkich zwrócone są na mnie - bez wyjątku.
Odpowiadam:
- Czasem.
Milknę.
Wystarczy.
Resztę doczytają w moich medycznych dokumentach.
Zasypiam.
Teraz w domu: Uświadamiam sobie, że zaczynam cieszyć się z jesieni. Jesień ze sobą niesie długie rękawy samotności i pozwala mi się ciąć tak by nikt nie zauważył kolejnych słów napisanych kreskami - znakami po nacięciach.
Gabinet.
Lekarz.
Pielęgniarka.
Wszystko kręci się wokół mnie i faktu, że zaraz mam zasnąć pod wpływem narkozy.
W czasie zakładania wenflonu anestezjolog pyta:
- Co to za blizny?
Milczę. Wpatruję się w zegar. Próbuję wstyd stłumić milczeniem.
- Sama sobie to robisz?
Znów pada pytanie, rani jak żyletka, ale tym razem oczy wszystkich zwrócone są na mnie - bez wyjątku.
Odpowiadam:
- Czasem.
Milknę.
Wystarczy.
Resztę doczytają w moich medycznych dokumentach.
Zasypiam.
Teraz w domu: Uświadamiam sobie, że zaczynam cieszyć się z jesieni. Jesień ze sobą niesie długie rękawy samotności i pozwala mi się ciąć tak by nikt nie zauważył kolejnych słów napisanych kreskami - znakami po nacięciach.
poniedziałek, 8 września 2014
Blogerka widmo
Kiedy się pisze tyle słów o niczym - dla większości społeczeństwa - trudno mi milczeć. I nawet kiedy myśli nie myślą o niczym chyba już mądrym, trudno mi nie płakać.
Mogę się z Wami spleść, spotkać, zetrzeć, zderzyć, roztrzaskać i nic się nie stanie. Jestem zbyt szara, codzienna, by zauważyć, że w ogóle jestem. Z resztą mój blog to blog widmo dla wyszukiwarek. Nawet one mnie mijają, nie zauważają, nie chcą, a chciałabym dotrzeć do Was i czuć się potrzebna. Chciałabym by moje blogowanie pomogło, miało sens.
Odbicie w lusterku kłamie, mówiąc, że istnieję, uśmiecham się, trwam.
Mój kochany Ktoś powiedział mi dzisiaj, że nie widać u mnie depresji. Fajnie, dobrze i oki. Szkoda tylko, że tylko na zewnątrz jej nie ma.
Szkoda.
Szkoda bo wczoraj znowu się pocięłam.
Mogę się z Wami spleść, spotkać, zetrzeć, zderzyć, roztrzaskać i nic się nie stanie. Jestem zbyt szara, codzienna, by zauważyć, że w ogóle jestem. Z resztą mój blog to blog widmo dla wyszukiwarek. Nawet one mnie mijają, nie zauważają, nie chcą, a chciałabym dotrzeć do Was i czuć się potrzebna. Chciałabym by moje blogowanie pomogło, miało sens.
Odbicie w lusterku kłamie, mówiąc, że istnieję, uśmiecham się, trwam.
Mój kochany Ktoś powiedział mi dzisiaj, że nie widać u mnie depresji. Fajnie, dobrze i oki. Szkoda tylko, że tylko na zewnątrz jej nie ma.
Szkoda.
Szkoda bo wczoraj znowu się pocięłam.
czwartek, 4 września 2014
Oddział 11
Poszarpany horyzont moich myśli, drażni zapłakane oczy.
Marzenia, obietnica, radość gaśnie jak niezapalony płomyk.
Przestaje istnieć i jest ciemno.
Wszystko pęka jak bańka mydlana.
Odwiedzam znajomych.
Nie zauważam wśród nich twarzy Zbyszka.
Smutnieję.
Dochodzi do mnie co się stało.
Zbyszek chciał się zabić.
Znowu.
To nie pierwszy raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, a przecież obiecał, że tego nie zrobi, że przeczyta swoje wiersze na wieczorku literackim.
Jest w szpitalu psychiatrycznym.
Ja wysyłam mu list bo chcę mu przekazać ile dla mnie znaczy. Jest moim dobrym kumplem, poetą.
Chcę by o siebie zawalczył.
List trafi pod 11. Oddział 11. Jak W11. Skojarzyło mi się to z policjantem.
Niech Zbyszek teraz będzie takim policjantem i zamknie za kratami depresję. Nie siebie.
Marzenia, obietnica, radość gaśnie jak niezapalony płomyk.
Przestaje istnieć i jest ciemno.
Wszystko pęka jak bańka mydlana.
Odwiedzam znajomych.
Nie zauważam wśród nich twarzy Zbyszka.
Smutnieję.
Dochodzi do mnie co się stało.
Zbyszek chciał się zabić.
Znowu.
To nie pierwszy raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, a przecież obiecał, że tego nie zrobi, że przeczyta swoje wiersze na wieczorku literackim.
Jest w szpitalu psychiatrycznym.
Ja wysyłam mu list bo chcę mu przekazać ile dla mnie znaczy. Jest moim dobrym kumplem, poetą.
Chcę by o siebie zawalczył.
List trafi pod 11. Oddział 11. Jak W11. Skojarzyło mi się to z policjantem.
Niech Zbyszek teraz będzie takim policjantem i zamknie za kratami depresję. Nie siebie.
środa, 3 września 2014
Dzień nie-do-u-życia
Nie ma mnie.
Egzystuję: zadumiona, zapłakana.
Łapię literki, pływam w słowach, tonę w zdaniach.
Duszę się sobą.
Oddycham ludźmi, tracąc oddech od raniących żali do mnie.
Ten człowiek nie chce zrozumieć, że nie mogę być, choć chcę.
Zawiódł się na mnie, tak bardzo liczył, a ja w przyszłym tygodniu nie mogę bo odpłynę z narkozą. Mam zabieg.
Od dnia nie do użycia, jeszcze nikt nie umarł.
Poza mną.
Ja umarłam w jego oczach.
Egzystuję: zadumiona, zapłakana.
Łapię literki, pływam w słowach, tonę w zdaniach.
Duszę się sobą.
Oddycham ludźmi, tracąc oddech od raniących żali do mnie.
Ten człowiek nie chce zrozumieć, że nie mogę być, choć chcę.
Zawiódł się na mnie, tak bardzo liczył, a ja w przyszłym tygodniu nie mogę bo odpłynę z narkozą. Mam zabieg.
Od dnia nie do użycia, jeszcze nikt nie umarł.
Poza mną.
Ja umarłam w jego oczach.
poniedziałek, 1 września 2014
Oczy deszczu
Do naszych domów zastukał 1 września i wielu z nas niezbyt energicznie otworzyło mu drzwi.
Jedni narzekają, że czeka ich szkoła, inni, że nie lubią słoty i szarości.
Ja też nie lubię braku słońca.
Oj nie.
W nocy wsłuchiwałam się w deszcz.
Zatrzasnęłam powieki i pozwoliłam sobie na wilgotne milczenie.
Krople deszczu wzbudzały we mnie, na zmianę, lęk i ukojenie.
W końcu zasnęłam.
Gdy dziś powitałam kolejny dzień, doszłam do wniosku, że deszcz też umie słuchać, że deszcz mnie rozumie i potrafi wyrazić mój szloch.
Oboje tak samo dudlimy w ściany: on domu, a ja pustych spojrzeń innych ludzi.
I tak trwamy.
Dwoje mokrzy i niechciani przez większość społeczeństwa.
Pozwolę sobie teraz na odrobinę głaskania siebie i bloga.
Otóż już teraz możecie przeczytać moje blogowe wpisy w wersji elektronicznej i papierowej w Miesięczniku "Filantrop": wystarczy zrobić małe KLIK, KLIK by przejść do wrześniowego wydania gazety.
W tym miejscu chcę podziękować Monice, Pani Karolinie Kasprzak i Panu Marcinowi Bajerowiczowi oraz Wam Drodzy Czytelnicy, bo bez Was nie działo się takie miłe łaskotanie ego-bloga!
Dziękuję!
Jedni narzekają, że czeka ich szkoła, inni, że nie lubią słoty i szarości.
Ja też nie lubię braku słońca.
Oj nie.
W nocy wsłuchiwałam się w deszcz.
Zatrzasnęłam powieki i pozwoliłam sobie na wilgotne milczenie.
Krople deszczu wzbudzały we mnie, na zmianę, lęk i ukojenie.
W końcu zasnęłam.
Gdy dziś powitałam kolejny dzień, doszłam do wniosku, że deszcz też umie słuchać, że deszcz mnie rozumie i potrafi wyrazić mój szloch.
Oboje tak samo dudlimy w ściany: on domu, a ja pustych spojrzeń innych ludzi.
I tak trwamy.
Dwoje mokrzy i niechciani przez większość społeczeństwa.
Pozwolę sobie teraz na odrobinę głaskania siebie i bloga.
Otóż już teraz możecie przeczytać moje blogowe wpisy w wersji elektronicznej i papierowej w Miesięczniku "Filantrop": wystarczy zrobić małe KLIK, KLIK by przejść do wrześniowego wydania gazety.
W tym miejscu chcę podziękować Monice, Pani Karolinie Kasprzak i Panu Marcinowi Bajerowiczowi oraz Wam Drodzy Czytelnicy, bo bez Was nie działo się takie miłe łaskotanie ego-bloga!
Dziękuję!
Subskrybuj:
Posty (Atom)