środa, 31 grudnia 2014

Życzę Wam...

Pomiędzy Starym, a Nowym Rokiem, żyjemy pomiędzy kartką zapisaną i nieznaną jeszcze, chcąc dobrze pożegnać to co było.
Dziś niebo się rozświetli fajerwerkami, strzelając do nas wielobarwną nadzieję na jutro.
Wybuchnie petarda na wiwat oczekiwanych marzeń.
Sztuczne ognie w dłoniach sprawią żeby odnalazły nas spełnione życzenia najbliższych.
Świat dziś zabrzmi śpiewem dla Nowego Roku.
O północy zegar obwieści start w dni, które obecnie są dla nas wielką niewiadomą.
W tajemnicę nadchodzących dni wejdźcie z uśmiechem i beztroską.
Na rok, który nieodkrytą kartą lśni życzę Wam doznań przepięknych dla, których warto żyć.
Niech nadchodzący Nowy Rok ubierze ścieżki życia w szczęście i radość, następnie niech te drogi splecie z Waszym losem.

Dziękuję za to, że jesteście!

Życzę Wam dobrych adresów! (Nie tylko blogowych)!
Życzę Wam skutecznego pukania do drzwi!
Życzę Wam drugiej pary rąk ogrzewającej serce, gdy zabraknie nadziei.
Życzę Wam skutecznej walki o siebie!
Życzę Wam wygranej! (Nie tylko w totka)!
Życzę Wam wytrwałości! (Nie tylko ze mną)!
Życzę Wam spełnienia najpiękniejszych chwil!

Dziękuję za ten rok!
Za ten wspólny - nie tylko blogowy - dobry rok!
Do zobaczenia w następnym!

wtorek, 30 grudnia 2014

Noworoczne Postanowienie

Pewnie w niektórych miastach Polski spadł śnieg, zakrywając w ten sposób kroki na bruku.
Biel myli oczy i pozwala na chwilę nie płakać nad własną głupotą.
Choć nadal jestem otulona w marzenia to jednak ciemne chmury nade mną głośno krzyczą swoją nicością.
Przywołują do prządku moje niezdarne, mizerne, małe Ja.
Mimo to nadal chcę szukać swoją drogę, choć ściana ludzi powiększa się i próbuje mnie odgrodzić od resztek zachowanych przeze mnie nadziei.
Będę dalej szła tym labiryntem uczuć i wierzę, że na jego końcu ujrzę taflę uśmiechów tych, którzy zawsze ze mną będą.
Ot tak.
Noworoczne Postanowienie.

niedziela, 28 grudnia 2014

Wpół do ciszy

Moje zdrowie dostało uwagę i teraz muszę regularnie chodzić z nim na wywiadówki.
Ba!
Nawet sumiennie zadania domowe odrabiać i nie marudzić!
Wczoraj dało mi wyraz swojego niezadowolenia, ograniczając możliwość cieszenia się rodzinną uroczystością.
W domu, szybko zażyte lekarstwa utuliły mnie do błogiego, bezbolesnego snu.
Sen uwolnił moje myśli od tego co gryzie moją duszę...

Nie tak dawno, składając Świąteczne Życzenia, moja blogowa przyjaciółka Anika opowiedziała mi historię, która stawia na końcu wydarzeń pytanie: dlaczego tylko od święta potrafimy się uśmiechać i być wobec innych dobrzy? 

Chcę wierzyć w to, że czas podkreśla dobre, tuszuje niewygodne, a ja mogę zasnąć spokojnie o wpół do ciszy przed Nowym Rokiem.

środa, 24 grudnia 2014

Cicha Noc

Na nasze ramiona opadnie dziś Cicha Noc Bożego Narodzenia, rozsypując się nieśmiało z radosną Kolędą.
Dziś każdy może być Autorem Cudu Bożego Narodzenia, ukrytego w dźwięku łamiącego się Opłatka.

I tego Wam życzę.
Tego Cudu Istnienia i radości z bycia z tymi, których Kochacie i przez których jesteście kochani.
Życzę w Was Boga i Gwiazdy na Niebie na co dzień.


Dziś łamię się z Wami Opłatkiem i składam życzenia...
A to, że wirtualnie?
To nie ma znaczenia!

wtorek, 23 grudnia 2014

Holyfood - przepis na radosne niebo

Książka, pt: Holyfood Szymona Hołowni, kartka, po kartce pozwala mi być pustelnikiem, bosymi stopami iść po refleksach świtu, aż do czerwoności horyzontu, gdzie mogę spotkać Boga w całej Jego Obecności.
Autor przekonuje mnie, że Bóg chce by moje życie było częścią wszechświata, że Bóg chce mnie taką jaką jestem.


W trakcie lektury, wszystkie moje myśli zbiegają ze swoich ścieżek i staję się drogą.
Jestem bliżej Boga o każdy szept i wierzę, że gdy dostosuję się do diet proponowanych przez autora, również po moim deszczu zajaśnieje tęcza.

Dziś wiem, że docenię to, że gdy będzie noc i będę słyszeć dźwięk, to będą kroki.
Kroki księżyca stąpającego po gwiazdach.
Po przedsionkach nieba.
Nieba w które warto uwierzyć.

niedziela, 21 grudnia 2014

Audio-Blog

Słońce wchodzi we mnie, wypełniając słowa radością.
Nadzieja wchodzi we mnie głosem i dziś wiem jak wrażliwość jest tworzona za pomocą rzeczy najzwyklejszych.

Ze słońcem w sobie oznajmiam, że można posłuchać mojego bloga na platformie Audio-Blog!
Przecież chęć dyskusji rodzi się z mówienia, a chęć mówienia z chęci pisania, a jeśli z chęci pisania coś mogło powstać, to musi zrodzić się z chęci słuchania...
No, więc posłuchajcie sobie mnie i inne blogi tworzące ten wspólny, pożyteczny projekt.
A nóż dołączycie do nas?



Posłuchajcie jak moje myśli idą do Was, a ja tymczasem zanurzam się w wygranej lekturze!

czwartek, 18 grudnia 2014

Gwiazdy

Byłam w szpitalu, ale dziś wróciłam do domu z mnóstwem leków i zaleceń. Wróciłam i sam powrót dorysował mi skrzydła, które mi odpadły, gdy trafiłam na neurologię.


Przed trafieniem na Izbę Przyjęć postawiłam kropki i myślałam, że to zbyt mało, by wygrać w Konkursie organizowanym przez Audio-Blog. A tu masz! Miła niespodzianka.

Na FanPage Audio-Bloga pojawiła się oto taka informacja:


Totalnie mnie zamurowało z wrażenia!
Dziękuję Audio-Blog i Znak za takie mega pozytywne wyróżnienie!

Nagrodą była książka, którą dziś po powrocie od razu rozpakowałam...


...z autografem Autora!


Czuję się naprawdę zaszczycona! 

Poza tym dostałam liścik od Pani Jolanty Gurgul, która poprosiła mnie o recenzję książki, którą otrzymałam. Opublikuję ją zatem, gdy zakończę jej czytanie.
W tej chwili kończę "studiowanie" książki, pt: Gwiazd Naszych Wina - Johna Greena.
I wiecie co?
Czuję się w tej chwili taka szczęśliwa jakbym piła właśnie gwiazdy!

wtorek, 9 grudnia 2014

Pstryk

Lubię czytać inne blogi. Lubię nie być tylko blogiem. Lubię być dla ludzi no i stało się...

Zostałam nominowana do blogowej zabawy, pt: Nominacja Dobrych Myśli, przez blogera: Myśli Nieskrywane.
O żeś Ty...
I co tu napisać?
Notki w planie nie miałam na dziś, no ale teraz trzeba się trochę pobawić i wrócić do miłych wspomnień, bo czemu nie?
Asik wymyśliła dobry sposób by dać pstryk w nos depresji i szaroburym, głupim myślom!
Ale czy ja zdam egzamin?

Pstryk.

Zanim zacznę pisać moje Dobre Myśli, i tylko te dobre na szczęście, wyjaśnię o co tu w tym wszystkim chodzi, a mianowicie...
Biega o to by napisać o dobrych myślach, wspomnieniach, wydarzeniach, które sprawiają, że mimo chmur nad głową, w Tobie pojawia się słońce, które świeci promieniem ciepłego uśmiechu.

Pstryk.

1.
Kartka, świadectwo, potwierdzenie, a ja gapię się jak sroka w gnat.
- Zdała Pani, gratuluję.
Ja nadal nic. Zastygłam. Czas się zatrzymał.
- Zdała Pani...
- Nie wierzę - odpowiadam.
- To uszczypnę.
- Proszę!
- Auć. To jednak prawda...
Zdałam maturę.

Pstryk.

2.
Galeria handlowa, schody i to w dodatku ruchome i ja dumnie wkraczająca na nie.
Zdawało mi się nawet, że trzymałam w ręku walizkę. Oj, dobrze powiedziane, trzymałam...
Odwracam się i wszystko spowalnia...
Została na dole, ja jadę do góry, a teraz jeszcze zaczynam upadać...
- Proszę się przytrzymać - słyszę męski głos, który swoimi rękoma postawił mnie do pionu na górnej podłodze.
- Moja... Moja...
- Tak, walizka. Proszę spojrzeć, kolega ją ma.
- Proszę - dodaje ten drugi.
- Yyy, dziękuję.
- Nie ma za co - odpowiada ten pierwszy.
- To może pójdziemy na kawę...? - pyta ten drugi.
- Chętnie - odpowiadam i tak oto Paweł i Adam stają się moimi dobrymi znajomymi, aż po dziś dzień.

Pstryk.

3.
Podchodzę do kiosku z gazetami.
- Proszę Pana, ma Pan "Wysokie Obcasy"? - pytam.
- Tak mam i jestem kobietą - słyszę zza okienka.

Pstryk.

A, że zabawa ta ma taki urok w sobie, że zadanie Nominacji Pozytywnych Myśli powierza się dalej, ja nominuję do jego wykonania następujące blogi:
Inni Razem
Julia B
Listy do Nieba
Tamta Strona Lustra
Głupie Serce

Pstryk.

A, tak w ogóle nominuję Was wszystkich do dobrych uśmiechów!

Pstryk.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Niewiarygodne

Moje korytarzowe skądś - dokądś i rozmowy szczerych oczu.
Jestem tu po raz kolejny, tak jak oni - niewolnicy choroby, jakże dla nich trudnej do zniesienia.
A może tylko mi się tak wydaje?
Przecież nie bez powodu ślą mi uśmiech, choć za oknem wiatr liże wilgotny parapet.

Podchodzi do mnie starsza kobieta, ma to samo co ja i jest tu też przez to co ja. Jej dłonie dotykają moich i proponują rozmowę o wszystkim i o niczym, tak dla zabicia wydłużającego się czasu.
Spoglądam na jej ciepłe dłonie, a na nich są przyklejone dni, rozciągnięte wzdłuż linii papilarnych, pełne zrozumienia dla Innej.
Jak tak z nią rozmawiam to aż zapominam, po co tu jestem i dziś.
Niewiarygodne.

Niewiarygodne, że ktoś mnie lubi, bo mam wrażenie, że nie mogę być kochaną.
Niewiarygodne, ale chyba zaczynam się uśmiechać.
Niewiarygodne, ale w tej chwili ignoruję to co nie daje mi spokoju i pozwalam Pani Beacie mówić i mówić bez końca.
Niewiarygodne...

Niewiarygodne, ale nawet gdy jesteś chory i masz problemy, możesz poczuć się szczęśliwy, tylko dlatego, że Inny Ktoś obdarzył Cię słowem i ciepłą, dobrą kawą.

sobota, 6 grudnia 2014

Augie

Z okazji Mikołajek postanowiłam, że ten post będzie wesoły, inny niż większość, bo poświęcony małemu chłopcu, który powoduje, że moje zmartwienia i troski idą w zapomnienie.


Na Facebooku zdradziłam Wam mój mały sekret. Jestem wolontariuszką.
Taaaak. Ta zrzędząca Inna też potrafi się uśmiechać!
Wiem, wiem - cud natury!

Chciałabym Wam przetoczyć zabawne fragmenty rozmów z moim podopiecznym, którego wszyscy pieszczotliwie nazywamy Augie.

Akt pierwszy:
- Wiesz co? Te Twoje buty nie są praktykalne!
- Co masz na myśli, Augie?
- No, niepraktycznie się w nich chodzi!
- A skąd to wiesz?
- Bo mama w takich prowadzi wóz! 
Fakt - tego dnia miałam buty na małym koreczku!

Akt drugi:
Wchodzę do sali Augiego - on się patrzy i mówi:
- Jeśli wszyscy umrzą i zostanie na świecie tylko jeden człowiek to kogo on zaprosi na swoje urodziny?

Akt trzeci:
- Dlaczego jesteś przebrana za Mikołajkę?
- Przecież pomagam Mikołajowi roznosić prezenty.
- Ty wierzysz w Mikołaja?
- No pewnie!
- To Ci współczuję.

Prawda, że jest się trudno nie uśmiechnąć w takich chwilach?

czwartek, 4 grudnia 2014

Za to

Dotykając słów, czuję myśli, wystukując je na klawiaturze. Rozsypane są, ale zbieram je w całość i poprzez przeźroczystość monitora czekam na Wasze spojrzenia, które są bliskie w tej odległości cyberprzestrzeni.

Zatem...

W pokoju zostawiłam niepokój i moje niewyspane ja.
Tu na korytarzu pełnym głosów innych ludzi, próbuję pisaniem ugłaskać swoje lęki.
Cieszę się, że mogę napisać tu, że już lepiej się czuję przy zwiększonej dawce leków na szczęście.
Uzmysławiam sobie jednak, że bezsilność bywa siłą ciążenia, przez co nie można zrobić zbyt wiele.

To krótki wpis i trochę taki bez składu, ale za to z puentą, że dzięki Waszemu wsparciu mogę iść na przód. I za to Wam dziękuję!

sobota, 29 listopada 2014

Próg jesiennych lęków

Na palcach podchodzi noc.
Za oknem, gdzie nadeszła jesień i gdzie wiatr szuka swojej przestrzeni, ja we mgle lęku chłonę rzeczywistość.

Przez żaluzje, do wnętrza pokoju, wsącza się promień księżycowy i moja twarz topi się w księżycu. 
W mojej głowie, setki wspomnień ode mnie, gdzie cichną rozmowy.
Układam się do snu pełnego obrazów przeżytego dnia. 


Mój psychiatra mnie uspokoił: moje widzimisię nie jest kolejną chorobą mojej głowy. Widzimisię dlatego, że mam obniżony próg lękowy i w tej chwili praktycznie żyję w świecie lęków.
Stuknie kubek, trzaśnie szafka, zawieje wiatr... I w mojej głowie wybucha wyobraźnia, tworząc coś czego nie ma. Przez to mój organizm jest w ciągłej gotowości na wstrząs.
Mam zwiększone dawki leków przeciwlękowych i powinno to wszystko się trochę wyciszyć.
Oby, bo oszaleć można. 

Wstaję, by jeszcze na chwilę stanąć w progu i wciągnąć w płuca orzeźwiający powiew wiatru.

Próg...
Przekraczam go.
Zamykam drzwi.
Zostawiam za drzwiami listopad z nadzieją, że grudzień będzie spokojniejszy.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Próbka oczekiwań

Siedzę przed laptopem i wyganiam słowa bezdomne.
Ruchem palca obrysowuje powietrze nad moim sufitem.
Jestem niepocieszona.
Wyginam usta w wymuszonym uśmiechu przez łzy.
Okazało się, że nie spełniam wymagań, a moje zdania nie są na tym etapie by stanąć na piedestale. Nie(ch) będą pochwalone.
Chciałam stać się książką, a uznano mnie za (nieudaną?) próbkę literacką.
Czego ja oczekiwałam?
Miała to być historia dla młodzieży, przestroga dla rodziców, ciekawy temat dla psychologów. NaPisałam ją zanim zaczęłam pisać tutaj. Moja taka proza literacka. Coś czułam, że nic nie warta...
Delete. 
Nie ma nic.
Biała kartka, którą zgniatam i wyrzucam. Nie chcę być tylko nią.
Nie chcę być też tylko próbką moich słabych oczekiwań za czterysta złotych.

sobota, 22 listopada 2014

Do następnego

U mnie wielki wybuch - lepienie materii.
Próbuję odpocząć po nieprzespanej nocy.
Jadłam jedzenie patrząc na nie, bo żołądek więcej nie pomieścił. Za to łzy powiększały rozmiary wody w łazience.
Trudno jest się ulepić po wczorajszej iskrze. Iskra spaliłaby mój dom, gdyby nie szybka interwencja straży.
Głupi, dziurawy komin o krok od rodzinnej tragedii. Dziś także lepili komin.
A kto ulepi mnie?
Rozsypałam się i płaczę, a z głowy mi lecą iskry, słowa i niepewność nadchodzących dni.
Jestem w kraju, który nie chce, a urzędnik wykręca się nawałem obowiązków byleby nie pomóc szaremu obywatelowi.
Do czasu.
Aż stanie się tragedia.
Aż spali się dom.
Aż ktoś zginie.
Wcześniej nic nie ma, prócz niechcenia urzędników.
Tym razem dom jest, ludzie są, życie jest.
Do następnego...

środa, 19 listopada 2014

Ponad

Świat się kołysze i niebo i kroki i myśli też. Ja też się kołyszę, trochę płaczę i wtulam twarz w moje kolana.
Słyszę kołysankę: słowa - płacz, słowa - śmiech.
Splatam swe ręce w żelaznym uścisku zrozumienia moich lęków przez tego, kto jest obok. Kołyszę się nieustanie -  jak drzewa na wietrze.
Za oknem ciemność, a w rogu siedzi strach.
Patrzy, gdy nie patrzę. Mówi, gdy nie mówię.
Staje się złudzeniem, gdy tylko chcę udawać silną.
Gdy spuszczam wzrok - powala, przewraca moją wolę walki siłą, niszczy.
Taki niewinny strach.
Gdy już powali - nastaje cisza i od niej odbija się tykanie zegara, który odmierza czas do kolejnej łzy lub uśmiechu.
A, ja chcę po prostu wznieść się ponad.

piątek, 14 listopada 2014

Widzi mi się

Wymykam się rzeczywistości. Uchylam się od bycia w miejscu, które staje się mi obce. Krzyczę głośno: nie! Nie chcę dać się zwariować do końca! Już dalej nie dam ciszą zakryć tego, że wszystko jest w porządku w mojej głowie. Nie da się. Obłąkana jest moja myśl - szaleję.
Ostatnio, gdy nadchodzi ciemność, w moje oczy wdzierają się dziwne obrazy: drzewo, które nagle staje się czymś żywym, kamień, który staje się zwierzęciem, błysk świateł oślepia. Boję się.
Często mi się to nie zdarza, ale jednak. Boję się mówić komuś o czymkolwiek w obawie, że chyba do końca mój umysł ześwirował.
Czuję, że to dopiero początek trwa rozciągnięty od drzwi wyjściowych do jutrzejszej nocy.
Jestem niepewna czy jutro też zdarzy mi się: widzimisię.
Zastygam.
Boję się światła i ciemności. Każdego boję się boleśnie.
Może widzi mi się zbyt bardzo, zbyt daleko, zbyt głęboko? Może widzi mi się ot tak i w końcu niepokojący obraz wyobraźni zniknie?
Teraz znów idzie noc i kotary się zasłonią. Za zasłoną nocy usłyszysz tylko milczenie, bo to co znów być może ujrzę, pozostanie tylko we mnie. Inni wtedy będą spać.

wtorek, 11 listopada 2014

Chciano-nie-chciana

Zatrzymane w pamięci, przeżyte, podsłuchane, moje...
Moje myśli krążą i pożerają mnie od środka.
Wracam pamięcią do chwil chciano-niechcianych i katuję nimi mój zmęczony umysł, który nie chce w nich być, trwać, rozpamiętywać.
Zaobserwowane obrazy przewijają się i wywołują łzy, które jest tak trudno powstrzymać...


Nie, nie piszę tego bloga po to by się użalać nad sobą i by inni robili to samo. Nie piszę tego bloga po to, by być pocieszana. 
Piszę tego bloga, by inni mieli wgląd do życia w, którym dniem rządzi nacisk psychiczny, choroba trudna do zrozumienia, inność. Piszę go bo mam nadzieję, że gdzieś tam ktoś zobaczy, że nie jest sam i, że można z zaburzeniami psychicznymi jakoś starać się ułożyć życie. 

Cieszę się, gdy ktoś mówi mi, że mu to moje pisanie pomaga. Świetnie bo mi samej też pomaga! 
Ale nie lubię, gdy ktoś zabawia się moim kosztem, tylko dla zysku, reklamy, zwiększania popularności...
Nie będę się wdawała w szczegóły, jednak zaznaczam, że osoby chore psychicznie też mają uczucia, plany, marzenia. Zaznaczam, że takie osoby umieją normalnie żyć i zaznaczam, że też chcemy być zrozumiani
Nie wiem jak można dla popularności pisać, że warto promować integrację osób zaburzonych, a gdy tylko zgasną światła, udać, że żadnych tego typu propozycji nie było...
Nie wiem i nie chcę wiedzieć...
Powiem tylko, że ja TEŻ jestem człowiekiem.
Tylko teraz czuję się taka chciano-nie-chciana...

środa, 5 listopada 2014

Skraj

Stoję na skraju pozbawiona twarzy.
Zbieram resztki siebie związane w uśmiechu.
Tylko one mi zostały. Wypłowiałe obrazy sprzed.
Sprzed się siebie nie wstydziłam. Po już jestem pokonana.
Stanęłam na skraju poważnej decyzji.
Doszłam na skraj myśli, gdzie majaczy pewna możliwość. Możliwość zdarcia obecnej twarzy i ubrania innej, z innymi danymi osobowymi.

Jedno wyjścio-wejście.
Formularz kontaktowy.
Pytanie.
Prośba.
Wołanie o pomoc.
Klik.
Poszło.
Teraz czekam, aż znów przede mną nie będzie skraju, nie będzie przepaści.

sobota, 1 listopada 2014

Tam

Idę cmentarzem.
Zapalam znicze.
Odmawiam "Zdrowaśkę".
Gdzieniegdzie zapłaczę.

Tęsknota wcale nie zniknęła.

Pierwszy grób:
Moja kochana Babcia umarła na raka kości.
Drugi grób:
Moja kochana Asia umarła na raka czegoś tam.
Trzeci grób:
Łukasz zginął w wypadku.
Czwarty grób:
Ewa się powiesiła na drzewie.
Piąty grób:
Grzegorz zapił się na śmierć.
Szósty grób:
Adrianek zmarł na raka.
Siódmy grób:
Sąsiadka, którą uwielbiałam.
Ósmy grób...
Dziewiąty grób...
Dziesiąty grób...
I kolejne...

Jedne w moim mieście, drugie trochę dalej. Jedni to moja rodzina, drudzy to przyjaciele, trzeci to pacjenci oddziału psychiatrii, którzy nie wytrzymali nawału życia.
I jedna myśl, że chciałabym być Tam z Nimi i już tak bardzo nie tęsknić.

czwartek, 30 października 2014

Latorośl

Znów siedzę sama w pokoju.
Siedzę i muszę odpocząć od uśmiechania się.
I siedzę.
I myślę.
I stwierdzam, że szkoda mi czasu na wszystko co nie jest pisaniem i życiem.
Czasami udaje mi się trafić klawiaturą w słowo, a czasami je schrzaniam, skreślam, porzucam.
Wtedy też wszystko jakby traci sens.

Zastanawiam ile razy mogę upadać i się podnosić? Ile razy mogę dawać sobie szansę na lepszą mnie?
Tylko raz? Raz po raz? Ileś razy? Razy życia?

Mierzę się z moją ciemnością wytrwale, ale najlepiej wychodzi mi to o świcie, gdy jeszcze nie docierają do mnie pustostany moich słów, marzeń i złudnych nadziei.

Pociesza(cie) mnie, a ja jestem trudna do zniesienia, bo nadal stawiam swoje kategorie siebie na tym blogu. Jestem trudna i doceniam Wasze starania, aby zmazać efekt moich czerwonych oczu.
Doceniam.

Obecnie moja dusza jest zakneblowana jednym zdarzeniem minionych latorośli.

Przepraszam.

wtorek, 28 października 2014

Uśmiech

Jedenaście krzeseł ustawionych w okrąg.
Panuje rozgardiasz, bo każdy korzysta z przerwy, postawionej jak przecinek, na grupowej terapii.
J. siedzi spokojnie. Nawet nie rusza się z krzesła, jakby był do niego przyklejony już na stałe.
A. biega po sali, wszystkich próbuje zagadywać byle głupotą wyssaną z palca. Myśli, że kogoś bawią jego zmyślone historie.
Z. usiadł do kąta i kątem oka ogarnia salę terapeutyczną.
Podchodzę do niego. Ma suchy wzrok, nie płacze, ale widać pustkę w jego głowie. Da się ją wyczytać jak na dłoni.
Podchodzę:
- Hej! I jak leci? Jak po pierwszej części się masz?
Spogląda na mnie. Jego rysy łagodnieją. Jeszcze nie ma uśmiechu, ale jest blisko.
- Jakoś do przodu. Trzeba się ratować.
- Wiesz, że dasz sobie radę. Masz mnie, grupę - gadam głupio, ale co tam. Próbuję zawalczyć o jego uśmiech.
- Tak, wiem. Ale te demony w mojej głowie... - zamyśla się - One nie dają mi żyć.
- Wiem co czujesz, ja też je mam. Ostatnio niszczyłabym siebie, tak dogłębnie, od środka, ale jestem tu i trwam.
- Mówisz, że damy radę. Wierzysz w to? - pyta i spogląda na mnie wyczekująco, oczekując odpowiedzi.
- Tak. Wierzę. Dlatego tu jestem. Przynieść Ci herbaty?
- Tak - odpowiada, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.

poniedziałek, 27 października 2014

Nic

Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem i niczego nie mogę chcieć.

Mogę tylko sięgnąć dna i tkwić w dole, jak owinięta w kokon rozpaczy.

Odbijam się od jednej ściany smutku do drugiej ściany łez. Podnoszę się pod sufit rozczarowania sama sobą, by opaść z potężnym bólem w oczach na podłogę beznadziei.

Sto zim i ani jedno lato, tzw. zbliżające się listopady mojej duszy.
A potem będzie pustka.
I nic.
Jedno wielkie Nic.

Nic.
Nic.
Nic.
Nic to ja.
Takie nic z nic.
Po prostu gdzieś tam trwam, płacząc.

Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem...

czwartek, 23 października 2014

Jestem

Rzeczywistość zagryza wargi, oczy z niedowierzania chcą się zamknąć, a uszy pragną przestać słyszeć, bo to przerażające, że w tym małym pokoju w, którym siedzi jedenaście osób, może się mieszać tak wiele trudnych historii i, że mogą one tworzyć ogromną, ciemną chmurę ludzkich nieszczęść.

Sesja grupowa jest jedną z trudniejszych części terapii.
Na krzesłach siedzą sylwetki pokrzywdzonych, odrzuconych, niezrozumianych przez większość społeczeństwa, ludzi. Ludzi, którzy tak jak ja, pragną odnaleźć siebie.
Schizofrenia, depresja, zaburzenia, alkoholizm, narkomania i jeden wspólny mianownik - przerażający lęk o przyszłość.
Też się boję, że nie podołam i zawsze będę odmieńcem.
Boję się też o kolegę z grupy, który walczy z depresją i dostaje na nią coraz silniejsze leki, bo nosi się z zamiarem samobójstwa.
Dziś, w przerwie między zajęciami, próbowałam z nim porozmawiać, ale ciężko mi było do niego dotrzeć.
Widzę jak się rozsypuje, a ja nie umiem mu pomóc.
Chwyciłam go tylko za rękę i mówię, po prostu: Jestem.

poniedziałek, 20 października 2014

Nie-półprzezroczysta

Minęło kilka dni.
W tym czasie ja leżałam chora, a poza pokojem i moim łóżkiem nadal toczył się świat.
Widziałam jak słońce zamienia się we mgłę, a potem mgła zamienia się w deszcz, wypędzając słońce i zapraszając szarość minionych poranków.

Za oknem deszcz miarowo bębni na parapetach.
Z każdą kroplą uświadamiam sobie, że to już naprawdę jesień.
Z resztą zapalenie oskrzeli mówi samo za siebie.
Na pocieszenie dodam, że już jest lepiej. Antybiotyk zadziałał i jutro wracam na grupę.

Popularny Facebook zadźwięczał kilkunastoma informacjami, Gmail zastukał mailami - prośbami o kolejny wpis, więc jestem.
Miło tak otworzyć laptopa i przeczytać, że jesteście i czekacie.
Ja już też jestem i klikam do Was.
Facebook: polubienia, komentarze, lubię to, wiadomości.
Moje oczy przeżyły szok, że ktoś chce więcej mnie, mimo, że jestem psychicznie niereformowalna.

Teraz też patrzę na niebo, a tam ciemne chmury, pływają w oku niewzruszone. Na moje spojrzenie odpowiadają deszczem. Na szczęście ja nie jestem półprzezroczysta i mimo silnego antybiotyku, powracam.

środa, 15 października 2014

Pajęczyna

Na zewnątrz cała, w środku delikatna jak pajęczyna, ponieważ pajęczyna mojego istnienia jest zawiła i zbyt krucha. Wystarczy dotyk, lekki wiatr, by ją zniszczyć, zmazać uśmiech, ale też wystarczy promyk słońca, by moje łzy zamieniły się w poranną, piękną rosę, drzemiącą na pajęczynie w moim pokoju.















Do mojego szklanego ekranu pukają wiadomości - pełne ciepła, zrozumienia, łez, pytań.
Przewijam je, przetwarzam, odpisuję.

Monika.
Koleżanka z, którą urwał się kontakt kilka lat temu.
Nie zapomniałam, dobrze wspominałam, życzyłam wiele dobrego, nie licząc na to, że kiedyś się odezwie.
Odezwała się.
Napisała, że jej zależy na mnie, że chce odnowić kontakt, że choroba, moje zaburzenia wcale jej nie przeszkadzają. Zapewnia, że rozumie.
Ja drżę, nie-dowierzam, chcę i nie chcę. Boję się, że znów gdzieś tam, kiedyś, zawiodę.

Anika.
Czytam jej bloga, który porusza, dotyka, wypełnia. Marzę o tym by ją poznać, zaprzyjaźnić się. Wymieniamy się numerami telefonów, piszemy. Tu też się boję, że zawiodę.
Poznała moje prawdziwe imię. Boję się, że nie jestem godna jej uwagi. Mimo to - próbuję.

Zenon.
Pisze do mnie, że ciągnie go do Innej. Pisze tyle ciepłych słów, a ja się wzruszam. Porównuje mnie do pajęczyny, tak kruchej, że woli na nią patrzeć. Doceniam to.

Wy.
Piszecie, wspieracie, jesteście.

Wniosek?
My wszyscy razem tkamy wspólną pajęczynę życia. Nasze nicie przeplatają się, łączą, rozrywają. Na tej pajęczynie toczy się Nasza codzienność.

wtorek, 14 października 2014

"O tym się nie mówi" - Kaja Platowska - recenzja

Otworzyłam książkę i z każdym jej zdaniem zaczęłam nasiąkać jej wątkiem - bliskim mojemu sercu.
Moja głowa weszła w kolejny oddział psychiatryczny, gdzie Izabela i Hania to dwa przeciwieństwa, dwie różne postacie, piszące podobną kartkę historii walki ze swoimi przeciwnościami, lękami, zaburzeniami.
Iza walczy z alkoholizmem i bałaganem tworzącym się nie tylko w jej głowie, ale i na zewnątrz siebie - na szafce, łóżku, podłodze.
Ja niewidzialnie wkradam się do czteroosobowej sali, by poznać świat liczb i lęków Hani - drugiej bohaterki, która nie może przeżyć faktu, że coś nie równa się liczbie 5 lub jej wielokrotności.
5 ją koi, tak jak Izę koją papierosy.
Przerzucam kolejne rozdziały i poznaję coraz więcej innych pacjentów - w tym młodego chłopaka, który trafił dwa razy w to samo miejsce, zawsze z tego samego powodu - próby samobójczej.
Przysłuchuję się ich rozmowom i towarzyszę w palarni, gdzie Iza znajduje swój sposób na odreagowanie trudnych sesji z terapeutą.
Iza i Hania, mimo początkowych napięć, zaczynają siebie akceptować, rozumieć i szanować i, gdy jedna z nich opuszcza oddział, tej drugiej jest strasznie trudno znieść nieobecność tej pierwszej.
Nie dziwi mnie, więc fakt, że gdy obie znajdują się w zewnętrznym życiu, spotykają się i zawiązują swoją znajomość na supeł przyjaźni.
Książka "O tym się nie mówi" jest dla mnie jedną z ważniejszych i piękniejszych lektur, jakie kiedykolwiek wpadły mi w ręce i dziękuję za to, z całego mojego serca, cudownej autorce - Kai Platowskiej.





















Tak ze strony osobistej, przyznam się, że czytając wyżej wymienioną pozycję, czytałam też trochę o samej sobie i o moich znajomych z grupy terapeutycznej, oddziału dziennego i stacjonarnego.
Dziś tę książkę pożyczyłam mojej koleżance, która jest ze mną w grupie i powiedziałam jej, że MUSI tę pozycję przeczytać koniecznie!
I Wy też przeczytajcie - KONIECZNIE!
Polecam!

poniedziałek, 13 października 2014

Antydepresanty

Moje usta nadal nie działają i trudno mi mówić, ale działa pióro.
Piszę, piszę i się zapisuję.
To pomaga.
Powstaje sobie coś, jakaś powiastka o mojej kochanej Mamie. Tyle musiała przejść w życiu.
Postanawiam to opisać.
Piszę i piszę i nie mogę przestać.
Mama jest moją bohaterką i nie ważne czy tę książkę, powiastkę, czy co tam będzie, wydam, czy nie.
Nie ważne.
Może kiedyś ktoś coś i się druknie.
Ważne są słowa i wdzięczność moja do niej, za to, że jest, trwa i nie zwija żagli, gdy w moim życiu sztorm. Kocham ją i niech mój Word o tym wie.
Piszę też coś innego.
Piszę coś i po trochu. Nie stoję w miejscu. Wypisuję się i lżej. Po prostu lżej.
Lubię pisać. To działa i rozkodowuje moje emocje i myśli ukryte gdzieś tam z tyłu mojej głowy. Pomaga i to jest fajne.
Piszesz literka po literce, klikasz, działasz i to leczy Twoje nadszarpnięte JA.
Składam się w tym momencie z klawiatury, liter, słów, zdań, wykrzykników i tak jest dobrze, więc też piszę tego bloga: dla siebie, dla Was, dla innych chorych.
Wy czytacie, komentujecie, jesteście i to jest receptą na uśmiech i działa jak najlepszy lek antydepresyjny, a co najważniejsze nie ma on negatywnych skutków ubocznych, więc trwajcie, bądźcie, żyjcie, piszcie, klikajcie, bo wtedy dzieje się coś fajnego we mnie.
I niech trwa...

niedziela, 12 października 2014

Ostatni SMS

Budzę się znów po nieprzespanej nocy.
Do okien wdrapuje się szarość poranka.
Moje palce szukają komórki pod poduszką.
Wyświetlają się wiadomości, których nie przeczytałam wczoraj i te, które nadeszły o poranku. Czytam je - nie odpisuję. Zrobię to później. Nie odkładam jednak komórki bo oczy błądzą po ekranie Nokii 112 w poszukiwaniu Asi.
Jest.
"Nie martw się. Jakoś to będzie. Ja na razie się nigdzie nie wybieram :-)"
Data mówi sama za siebie - 28 września, godzina 18.35. Nadawca: Asia S.
Odpisałam jej coś nieznaczącego. Coś w stylu: "Musi jakoś być", ale nie jest, bo Jej już nie ma. Zmarła, a tak bardzo chciała żyć.
Jej Ostatni SMS wywierca mi dziurę w sercu i powraca samotność ubrana w cień na ścianie. Potem się okazuje, że to Ktoś bliski. Przytula mnie, a ja płaczę i nie wiem kiedy popłynęły pierwsze łzy.

sobota, 11 października 2014

Bezsens

Przeraża mnie pustka czterech ścian i niewypełniona Asią przestrzeń.
Nie znoszę świadomości, że Ona już Śpi, że cisza bezczelnie zagląda do okien i rani, przeszywając mnie na wskroś.
Nie umiem się odnaleźć - dlatego nie pisałam.
Ostatnie dni to łzy, rozgoryczenie, samotność, smutek i żal. Poczułam, że straciłam kogoś, kogo bardzo sobie ceniłam. Asia była Kimś, a zmarła na raka.
Bezsens.
Sklejam notkę z trudem - każde słowo boli.
Tęsknota nie chce zniknąć.
I dobrze.

niedziela, 5 października 2014

Życie: "jestem na nie"

Dom.
Pokój.
Cień siedzący obok mnie, milczący tak jak ja.
Pożera mnie samotność.
Nie pozwala istnieć.
Moje życie jest "na nie" i wciska "X" skreślając szansę na to, by ktoś mógł zrozumieć.
Czytam bloga Aniki Tamta Strona Lustra oraz bloga Agnieszki Zorkownię i nienawidzę siebie jeszcze bardziej.
Piszę o moich łzach, lękach, niepokojach, ale po lekturze tych blogów dociera do mnie jaka jestem śmieszna w swojej inności.
Ja przecież nie mam raka, ani mukowiscydozy.
Ja mam zrytą psychę i nic więcej.
Dziś nie mogę już patrzeć na siebie bez sarkazmu.
Jestem jurorem.
Oceniam się "na nie" i wciskam czerwony "X" by móc zniknąć.

czwartek, 2 października 2014

Usta

Od poranka chcę innym coś powiedzieć, nie otwierając ust.
Chcę przepłynąć gestem, ale brakuje mi sił.
Nie umiem nawet z łatwością złożyć tej notki w jedną całość, ale walczę i próbuję...
Telefon.
Laptop.
Blog.
Facebook.
Sklep.
Miasto.
Plaża...
Wszędzie pełno naszych myśli, lepkich od rozmów o niczym.
Staram się pokazywać Wam jak jest fajnie nad morzem - i jest.
Niestety, dziś obok radości pojawiły się łzy i lęki, że jutro będzie trudno znieść podróż autobusem, pełnym innych ludzi. Podróż do rzeczywistości, która przeraża mnie jeszcze bardziej.
Weekend strachu i nieprzespanych nocy.
Boję się nowej grupy i terapii, choć mój dzienny oddział jest mi dobrze znany.
Ciągle się boję.
Boję się, że zawiodę.
Boję się, że inni mnie zostawią, bo nie będą umieć wytrzymać ze mną i z moim poprańskim myśleniem.
Ja sama się męczę.
Mam siebie dość.
Chciałabym zniknąć, nie otwierając ust.

środa, 1 października 2014

Morskie fale płyną myślami ciepłych serc

Daj mi utonąć.
Chcę teraz życie zostawić na potem.
Póki jestem - niech mnie weźmie woda...
Podziękuję wodzie.
Odrodzę się.
Życia się nauczę wyczytywać tylko w jaśniejszych barwach.
Może...

Morze...

Świat jakby zawirował, ale czas nie chce zwolnić. 
Krzyk mew, szum i ta niesamowita nieskończoność myśli, radości, łez i śmiechu, a przede wszystkim kojąco śpiewającej wody...

Piękny ośrodek, ciekawe, zabawne zajęcia z psychologiem, a przede wszystkim radość z szumu bezkresnego morza. Kocham morze i wierzcie mi, że nawet w okresie jesiennym jest naprawdę piękne.
Gdyby nie to, że dziś i w pierwszym dniu pobytu dopadły mnie lęki i płacz, byłoby niemal nieskazitelnie cudownie, jak w bajce. Jednak życie jest życiem i trzeba cieszyć się z tych jaśniejszych chwil.
Pojutrze wracam, a od poniedziałku ruszam na oddział dzienny na terapię, a jeśli jestem jeszcze tu to chcę byście mogli się poczuć jakbyście byli tutaj ze mną, bo w pewnym sensie jesteście...
Posłuchajcie, więc moich nadmorskich pozdrowień i pozwólcie, by każde moje słowo wpłynęło z ciepłą iskierką morskich fal do Waszych serc.

niedziela, 28 września 2014

Nadajnik

Dziś wróciłam do domu.Wasze wsparcie na FB, w dniach, gdy nie miałam dostępu do normalnego komputera i puszczałam emocje w świat za pomocą telefonu i fan-page na tymże portalu, dodawało mi bardzo dużo sił.
Dziękuję bardzo: DiaryGłupie Serce i Anice - tamta strona lustra i kilku innym Osobom, które mnie wsparły, stokrotne: Dziękuję!

Jutro znów wybywam...
W ostatnich dniach żyję na walizkach!
Tym razem wyjeżdżam nad morze.
Na pięć dni.
Ale...
I tu - niespodzianka - będę miała laptopa i internet w pokoju, a to oznacza, że będę mogła co jakiś czas się do Was odezwać.
Włączcie, więc swoje komputerowo-telefoniczne nadajniki, by być ze mną na fali, no chyba, że z takim świrusem jak ja trudno wytrzymać, to...
To i tak się odezwijcie!

Pauza

Pobyt u Przyjaciółki.
Dzień po ataku.
Jesteśmy na jednym z dużych, miejskich blokowisk - tu mieszka Przyjaciółka.
Idziemy szybszym krokiem, by kupić bilety na tramwaj.
Wchodzimy do przydrożnego spożywczaka, gdzie te bilety są dostępne.
Kiedy kupiliśmy te małe karteczki, które są przepustką do tramwaju, Przyjaciółka oznajmia, że zapomniała czegoś z mieszkania.
Idzie.
Ja zostaję i rozmawiam z przesympatyczną ekspedientką.
Nagle wchodzi młoda - wydaje się, że młodsza ode mnie kobieta:
- Pierogi z grzybami poproszę.
Ja, oczywiście, myśląc, że to uczennica z pobliskiej szkoły, zagajam:
- Mama przysłała po zakupy na obiad?
Dziewczyna delikatnie wypuszcza uśmiech w obieg:
- Nie, kupuję je dla mojej córeczki, która jest w szpitalu, tu obok - wskazuje palcem drogę do... hospicjum. Szpital był w innym kierunku.
- Aha. A, co jest córeczce? - pyta ekspedientka i chyba nie zarejestrowała faktu, że palec tej kobiety, nadal kierował się w stronę "szpitala".
- Guz pnia mózgu, nieoperacyjny - odpowiada jakby recytowała coś z przymusu.
Jej oczy wyrażały cały ból, a moje wylały kilka łez. Nie mogłam się powstrzymać.
Kobieta mówi dalej:
- Choroba zaczęła się rok temu. Teraz jesteśmy tu, w ho... szpitalu - jej zająknięcie wyrażało więcej niż tysiąc innych słów. Nie może pogodzić się z tym, że jej córeczka leży w hospicjum i nie umiała tego miejsca nazwać "po imieniu" jakby się bała, że gdy wypowie to słowo, jej świat od nowa się rozsypie na maleńkie drzazgi.
- ...ma 4 latka...
Jakieś zdanie uciekło mi w między czasie.
Zawiesiłam się.
Życie wdusiło pauzę.

Nie-ja

25 wrzesień.
Zwykły, jesienny, trochę bardziej szary dzień.
Mija on jak chmury na niebie.
Nastaje ciemność - nie tylko za oknem, ale również w mojej głowie.
Wysyłam znajomym wiadomości dalekie od normalnych smsów - pełne dziwnych, niespokojnych emocji.Ś
Nagle jedno słowo mojej przyjaciółki uświadomiło mi, że znów stałam się TĄ INNĄ, którą wcale nie chcę być, ani nawet na ten jeden moment.
Świadomość, że znów to nie byłam ja, doprowadziła mnie na skraj obłędu - zaczęłam płakać, drzeć się jak zranione zwierzę i nim naprawdę byłam, bo po moim nadgarstku płynęła krew po nacięciach.
Gdy to zobaczyłam to zaczęłam krzyczeć jak bardzo siebie NIENAWIDZĘ...
Dziś jest kilka dni po ataku, ale i tak nie przestałam ani trochę siebie nienawidzić.
Jestem popaprańcem.

wtorek, 23 września 2014

Debilologia stosowana

Nie mam rozmów w sobie, bo o czym tu gadać, gdy znów jest ze mną coś nie tak.
Czuję się jakbym studiowała debilologię, stosowaną na własnym przykładzie.

















Godzina 15.00.
Przyklejam uśmiech mimo wszystko, myśląc raczej pozytywnie, że dziś będę się cieszyć z postępów w walce o się.
Wchodzę do gabinetu psychiatry i głośno - niby radośnie - mówię: dzień dobry żeby nie tracić czasu i nie pozwolić na łzy.
Wyciągam wrześniowego Filantropa z drukiem mojego bloga i opowiadam o tym jak bardzo mnie to cieszy. Mówię też o Was, o Waszym wsparciu, o byciu tu.
Jednak długo nie wytrzymuję w tej sztucznej skorupie samo-zadowolenia i wybucham płaczem.
Opowiadam o siostrze, o mnie samej i o tym, że naprawdę muszę być ciężarem ostatnich wydatków cierpliwości.
- Muszę Panią skierować do szpitala - słyszę, a moje myśli zatrzymują się z piskiem opon.
Spoglądam przerażona, ale rozumiem: cięcie się i myśli samobójcze to niezbyt zdrowy objaw funkcjonalności mojej pustej, głupiej głowy.
- Wypiszę Pani skierowanie na oddział stacjonarny, ale zanim Panią tam przyjmą, proszę wrócić na terapię dzienną i to już od jutra - mówi lekarka i wydaje kwitek potrzebny do przyjęcia na zajęcia.
- Dobrze, ale widzi Pani... - waham się czy mówić dalej, ale psychiatra patrzy na mnie wyczekująco. Podejmuję więc próbę przemowy:
- Po jutrze chciałam wyjechać do niedzieli do przyjaciółki. Już tak dawno się nie widziałyśmy, a w poniedziałek jadę nad morze na tydzień - moje słowa błąkają się po gabinecie jak oszalałe.
- To zróbmy tak. Jutro Pani zawiezie skierowanie na grupę, ale zaznaczy, że dopiero za dwa tygodnie zacznie Pani terapię. Ja tu napiszę, że wyrażam zgodę na Pani wyjazd - i tak jak mówi, tak robi. Po chwili zaświadczenie ląduje w moich rękach.
- Jestem z Pani dumna i gratuluję bloga - mówi doktorka na pożegnanie, gdy opuszczam gabinet ze skierowaniem na leczenie.

W domu się zastanawiałam czy napisać Wam o tym wszystkim.
Doszłam jednak do wniosku, że skoro chcę być wobec Was szczera i chcę by ten blog pokazywał innym chorym, że nie są w tym cierpieniu samotni, muszę o tym druknąć, mimo, że znów zrobiłam z siebie debilkę udając silną przed osobą, która czyta ze mnie jak z otwartej księgi i chyba chce mi pomóc.

sobota, 20 września 2014

Mocniej

Czasami mam tak, że chciałabym wypisać się z własnego mózgu i przestać patrzeć na wessany przez mgłę smutku horyzont.
Chciałabym buchnąć promieniami, zatrzymać rozpędzony pociąg rozpaczy, po prostu już nie być smutna na szerokość zdania tam i z powrotem.

Dialog siostra - ja:
- Ty tylko umiesz beczeć i nic matce nie pomagasz - stwierdza.
- Nie mów tak. Ty myślisz, że ja chcę ciągle płakać i snuć się po pokoju jak cień? - pytam.
Ona spogląda na mnie z drwiącym uśmiechem przeżuwanym w kąciku ust i informuje mnie z wyższością występującą wtedy, gdy szczególnie chce mi dopiec:
- I tak całe życie nic innego nie robisz, tylko śmierdzisz i jesteś odwiecznym problemem matki. 
Milczę i choć dławią mnie łzy, nie pozwalam jej na tę satysfakcję. Widząc, że z mojej strony nie ma reakcji, dodaje:
- Jesteś jak wrzut naszej rodziny. Z Tobą to tylko same problemy od urodzenia. 
Wychodzę, trzaskam drzwiami i słyszę śmiech wplątany w słowo siostry:
- Mocniej! 

czwartek, 18 września 2014

Ludzie

Noc.
Pojawia się bezsenność.
Pojawia się po coś. Tym razem próbuje rozplątać zwoje w mojej głowie i uformować je w myśli.
Mija kilka godzin, a ja nadal wpatruję się w sufit.
Przeskakuję z tematu na temat.
Mam w głowie ludzi, rysuję ich sylwetki, a powstałe obrazy nie pozwalają moim szarym komórkom zasnąć i po prostu odpocząć.
Tworzę mapę na, której punktami odniesienia będą właśnie ludzie.
W dzień znów wyruszę w blogową podróż by dla nich wyklikać kolejną myśl.
Jestem znów z Wami, choć na marginesie, a że margines to jednak część pustej kartki to chcę ją dla Was zapisać.
Może dziś uda mi się zasnąć...

wtorek, 16 września 2014

Na poziomie miasta DomBook

Zatrzymuję się w mieście DomBook, którego nie ma na mapie Polski.
Szukam ulicy im. Kai Platowskiej, której na próżno szukać w GoogleMaps.
Zdaje się, że jestem na innej planecie mojej wyobraźni.

Książka to niezwykłe miejsce.
To dom.
Dom do którego możesz się wprowadzić i zostać ugoszczonym przez gospodarza - pisarza.
Wprowadzam się zatem do ludzi z książek: "Po prostu mnie przytul" i "O tym się nie mówi".
Najpierw odwiedzę pokój dziewczyny chorej na depresję, a potem pójdę na terapię do szpitala psychiatrycznego, gdzie o pewnych sprawach lepiej nie mówić, ale na szczęście Pani Gospodarz Kaja Platowska o tym głośno pisze, za co jestem Jej wdzięczna.


















W ogóle Pani Kaja jest bardzo ciepłą i wyrozumiałą osobą.
Na poziomie Pisarz - Czytelnik okazuje się być po prostu sobą, ubrana w szlachetność i chęć wspierania tych, których dotknęła choroba psychiczna.
Ja mogę tylko powiedzieć: dziękuję i mówić o jej twórczości, która pomaga zrozumieć innym ludziom nasz świat żółtych papierów.

poniedziałek, 15 września 2014

Pasy bezpieczeństwa

Dzisiejsze wydarzenia zatrzymały mnie na pasach wydarzeń i nie umiem postawić ani kroku dalej, ale to nie ja lecz moja siostra ma gorzej bo zatrzymała się w pół życia i nie wie w, którą stronę postawić ma swoje kolejne dni, więc zamiast nich postawiła czerwone znaki zapytania.

Staram się nie płakać, ogarnąć temat, jednak mi się to nie udaje.
Wypłakuję się w ramionach siostry i mówię jej jak bardzo nieznośne dla mnie jest to co teraz się dzieje. Boję się, że ktoś bliski jej sercu zrobił jej krzywdę nie do pokonania. Jeżeli to się potwierdzi to nie wiem co mu zrobię.

Jest mi ciężko sklecić tę notkę, ale muszę to wszystko z siebie wyrzucić, choćby było to chaotyczne wysypanie dławiących słów.

Moje myśli gonią jak szalone i dobrze by było, gdyby zapięły pasy bezpieczeństwa.

sobota, 13 września 2014

Czasem

Kołyszą się moje oddechy, kroki, myśli. Zdaje się, że ból siedzi cicho bo boi się hałasu o nic. Niedawno znów przyszło mi się zmierzyć z pytaniami o mój nadgarstek wyrzutów sumienia i niedoskonałości.

Gabinet.
Lekarz.
Pielęgniarka.
Wszystko kręci się wokół mnie i faktu, że zaraz mam zasnąć pod wpływem narkozy.
W czasie zakładania wenflonu anestezjolog pyta:
- Co to za blizny?
Milczę. Wpatruję się w zegar. Próbuję wstyd stłumić milczeniem.
- Sama sobie to robisz?
Znów pada pytanie, rani jak żyletka, ale tym razem oczy wszystkich zwrócone są na mnie - bez wyjątku.
Odpowiadam:
- Czasem.
Milknę.
Wystarczy.
Resztę doczytają w moich medycznych dokumentach.
Zasypiam.

Teraz w domu: Uświadamiam sobie, że zaczynam cieszyć się z jesieni. Jesień ze sobą niesie długie rękawy samotności i pozwala mi się ciąć tak by nikt nie zauważył kolejnych słów napisanych kreskami - znakami po nacięciach.

poniedziałek, 8 września 2014

Blogerka widmo

Kiedy się pisze tyle słów o niczym - dla większości społeczeństwa - trudno mi milczeć. I nawet kiedy myśli nie myślą o niczym chyba już mądrym, trudno mi nie płakać.

Mogę się z Wami spleść, spotkać, zetrzeć, zderzyć, roztrzaskać i nic się nie stanie. Jestem zbyt szara, codzienna, by zauważyć, że w ogóle jestem. Z resztą mój blog to blog widmo dla wyszukiwarek. Nawet one mnie mijają, nie zauważają, nie chcą, a chciałabym dotrzeć do Was i czuć się potrzebna. Chciałabym by moje blogowanie pomogło, miało sens.

Odbicie w lusterku kłamie, mówiąc, że istnieję, uśmiecham się, trwam.

Mój kochany Ktoś powiedział mi dzisiaj, że nie widać u mnie depresji. Fajnie, dobrze i oki. Szkoda tylko, że tylko na zewnątrz jej nie ma.
Szkoda.
Szkoda bo wczoraj znowu się pocięłam.

czwartek, 4 września 2014

Oddział 11

Poszarpany horyzont moich myśli, drażni zapłakane oczy.

Marzenia, obietnica, radość gaśnie jak niezapalony płomyk.
Przestaje istnieć i jest ciemno.
Wszystko pęka jak bańka mydlana.

Odwiedzam znajomych.
Nie zauważam wśród nich twarzy Zbyszka.
Smutnieję.
Dochodzi do mnie co się stało.
Zbyszek chciał się zabić.
Znowu.
To nie pierwszy raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, a przecież obiecał, że tego nie zrobi, że przeczyta swoje wiersze na wieczorku literackim.

Jest w szpitalu psychiatrycznym.
Ja wysyłam mu list bo chcę mu przekazać ile dla mnie znaczy. Jest moim dobrym kumplem, poetą.
Chcę by o siebie zawalczył.

List trafi pod 11. Oddział 11. Jak W11. Skojarzyło mi się to z policjantem.
Niech Zbyszek teraz będzie takim policjantem i zamknie za kratami depresję. Nie siebie.

środa, 3 września 2014

Dzień nie-do-u-życia

Nie ma mnie.

Egzystuję: zadumiona, zapłakana.
Łapię literki, pływam w słowach, tonę w zdaniach.

Duszę się sobą.

Oddycham ludźmi, tracąc oddech od raniących żali do mnie.
Ten człowiek nie chce zrozumieć, że nie mogę być, choć chcę.
Zawiódł się na mnie, tak bardzo liczył, a ja w przyszłym tygodniu nie mogę bo odpłynę z narkozą. Mam zabieg.

Od dnia nie do użycia, jeszcze nikt nie umarł.
Poza mną.

Ja umarłam w jego oczach.

poniedziałek, 1 września 2014

Oczy deszczu

Do naszych domów zastukał 1 września i wielu z nas niezbyt energicznie otworzyło mu drzwi.
Jedni narzekają, że czeka ich szkoła, inni, że nie lubią słoty i szarości.
Ja też nie lubię braku słońca.
Oj nie.

W nocy wsłuchiwałam się w deszcz.
Zatrzasnęłam powieki i pozwoliłam sobie na wilgotne milczenie.
Krople deszczu wzbudzały we mnie, na zmianę, lęk i ukojenie.
W końcu zasnęłam.

Gdy dziś powitałam kolejny dzień, doszłam do wniosku, że deszcz też umie słuchać, że deszcz mnie rozumie i potrafi wyrazić mój szloch.
Oboje tak samo dudlimy w ściany: on domu, a ja pustych spojrzeń innych ludzi.
I tak trwamy.
Dwoje mokrzy i niechciani przez większość społeczeństwa.

Pozwolę sobie teraz na odrobinę głaskania siebie i bloga.
Otóż już teraz możecie przeczytać moje blogowe wpisy w wersji elektronicznej i papierowej w Miesięczniku "Filantrop": wystarczy zrobić małe KLIK, KLIK by przejść do wrześniowego wydania gazety.
















W tym miejscu chcę podziękować Monice, Pani Karolinie Kasprzak i Panu Marcinowi Bajerowiczowi oraz Wam Drodzy Czytelnicy, bo bez Was nie działo się takie miłe łaskotanie ego-bloga!

Dziękuję!

niedziela, 31 sierpnia 2014

Wysepki

Trącę językiem brzegi moich wysp.
Wysp, które zyskały niepodległość i zaistniały na ręce.

Ostatnie dni były ubrane w nerwy i teraz dopiero zauważam jak bardzo mnie to wszystko bolało.

Trącę językiem moją niepodległość, wywalczoną nieświadomie, gdy w płaczu krzyczałam i paznokcie wbijałam w drugą dłoń, jak pijawki.

Teraz na lewej dłoni mam małe ranki.
Szczypiące.
Przypominające.

Małe wysepki przywołujące w pamięci ostatnie przykre kata-strofy mojego tubycia.

sobota, 30 sierpnia 2014

Kałużowa przeczekalnia

Dziś z rana przyjmowałam poranne słońce i gościłam je w moim pokoju.
Przyszło, przesuwane przez nadciągające fale chmur.
Przycupnęło na mojej pościeli, by po chwili zniknąć jak zjawa, którą sobie uroiłam w śnie.

Krążące myśli w mojej głowie to moje zalegania, poczekania i miejsca, gdzie przychodzą leżeć kałuże.

Mimo to przetrwałam wczorajsze słowa. Słowa wbite w moje serce, które zagnieździły się teraz w nim boleśnie i się moszczą, goszczą - tak im tam dobrze.

Rana zionie, ale chcę ją zasklepić. Jakoś.

Gdyby nie pomocne głosy moich bliskich, dziś nie działy by się zdania.
Jutro też nie.
I za tydzień też nie.

A jeśli dzieją się zdania to nie będę zbyt gościnna dla kałuż, które chcą w mojej przeczekalni podłapać ostatnie chwile wakacji.

piątek, 29 sierpnia 2014

Siostrzana miłość

Nie umiem poukładać myśli.
Moi domownicy też nie.
Nie możemy uwierzyć, że ktoś bliski mógłby zranić tak bardzo.

Kiedyś wyrzuciła mnie z własnego mieszkania.
Kocham Ją, więc Jej wybaczyłam.
Wybaczyłam własnej Siostrze.
Siostrze, którą Kocham.
Nadal kocham i będę kochać mimo wszystko.













Siedzę krucha i bezradna, osłonięta toną rozpaczy.
Nie wiem co zrobić z myślą, która krąży po mojej głowie i z niedowierzaniem słucham w sobie słów Siostry, które brzmiały jak wyrok:
Gdy Matki zabraknie to my sobie z nią nie poradzimy, więc oddamy ją do domu opieki społecznej...

Czy tak powinno ukazywać się miłość do swojej młodszej siostry?
A, może zwyczajnie na nią nie zasługuję?

Umieram w pół zdania, ze łzą na policzku.

środa, 27 sierpnia 2014

Smutne rzepiki

Niebo pełne ptasiej emigracji.
Nostalgia.
Ale przecież wrócą: harmider w chmurach, obłocone buty i długie wieczory.

Tup, tup, tup...
Są niecierpliwe...
Smutki.
Gryzą.
Okupują moje łóżko, pokój i szafę.
Bezczelnie zaglądają w moje oczy nawet z parapetu, gdzie pyszni się mój ukochany kwiatek.
Teraz, jak rzepiki,  czepiają się mojego swetra, włosów.
Bezszelestnie, choć boleśnie wkradają się w umysł.
Może widzą w moim życiu śmieszno-tragiczną operę mydlaną?
Obsiadają mnie jak muchy.
Dręczą.
Muszę z nimi pogadać. Może zdradzą mi jakąś tajemnicę mojego bezpodstawnego smutku?

Dopadł mnie płacz - bunt przeciwko jesieni.

sobota, 23 sierpnia 2014

Drabinka

Ostatnie dni były jak sny i czułam się naprawdę marzeniowo.

Teraz mam siebie samą na końcu języka bo chyba zaczynam szukać siebie obok, w drugim pokoju, za ścianą lęku utkanego z przeszłości.

Postanowiłam iść się podnieść.

Nie ukrywam i krzyczę głośno, że żeby mi się to udało, potrzebuję pomostów dłoni, krzeseł, małych oparć i drabinek. Potrzebuję pomocy bo ja nadal boję się reakcji innych ludzi na siebie. Brak mi wiary w się.

Żyję dotąd taką historię, że jestem nikim, a chciałabym móc w końcu pogłaskać siebie po głowie i zrozumieć.
Boli jeszcze ta samotność bo żyje historię się samemu.
Na pozór mam się dobrze.
Moja opowieść jest składnią klęsk i nieudanych snów, a jak się coś udaje to jest to zasiłek od losu, ślepego jak kret.

Trudno mi uwierzyć, że może być lepiej.

środa, 13 sierpnia 2014

Moje piątkowo-piątkowe Nie-ja

Dzisiaj krążą po mojej głowie myśli dalekobieżne!
Biegną aż nad Bałtyk, by tam spotkać mnie w piątek, na wyczekanych wakacjach!





Uwielbiam morze bo śpiewa, szepce, szeleści...
Morze swoim głosem uspokaja, dodaje sił.
Jadę by posłuchać jego słów, nabrać sił i pomysłów na moją twórczą pisaninę.






Morze przegląda się w słońcu, słońce przegląda się w morzu, a teraz jeszcze moje myśli, jak motyle, pofrunęły tam by czekać w piątek, gdy już będę na miejscu.

Doczekać się nie mogę!

Jadę zapomnieć o dręczącym smutku bo w morskich falach radość ciało tuli.
Jadę powdychać jodu, oderwać się od świata.

Jadę wysłać kartkę kochanemu R.

Jadę bo uwielbiam morze...
...Uwielbiam bo lubię patrzeć na kawałek nieba połączonego z taflą bezkresnego lustra morza.
Chcę podziwiać tańczące fale.
Chcę być jak latarni blask, spływający na morskie marzenia.

Jadę bo chcę by szum morza zagłuszył smutki na calutki tydzień.
Jadę pożegnać moje Nie-ja, choćby ta rozłąka miała potrwać tylko od piątku do piątku.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Istnie-je

W pustce tego świata szukam natchnienia.
W ciemnościach szukam drogi, by uwolnić swoje serce.

W szarej codzienności życia, nadzieja w końcu spojrzała mi w oczy.
Nie mówiąc nic, musnęła marzeniem i postawiła na drodze Anioła ukrytego w drugim człowieku.

Dla kilku osób zaczęłam istnieć.

piątek, 8 sierpnia 2014

Przeterminowane bez-dźwięki

I kolejny raz bolesny zastój, co trzyma się za otępiałą głowę - przyszedł.
Przyszedł by okryć każdą moją myśl kotarą banału, tak by każda z nich była mocno przeterminowana w każdym moim słowie. 

Dorotka odeszła. Po cichu, po schodach, na pewno do nieba.

Teraz już tylko moja zastygła wyobraźnia może kaleczyć pusto brzmiące słowa, obdarte już całkiem ze znaczenia. Te słowa brzmią w mych uszach jak wyartykułowane bez-dźwięki rozpaczy, lecz zdołam jeszcze powiedzieć: Śpij z Bogiem, Dorotko.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Szepty nadzieją przeplatane


Dziękuję Wam za Waszą obecność, myśl, literę, słowo, zdanie bo te Wasze gesty są nadzieją przeplatane. I moje myśli piosenką podpowiedziane.

środa, 6 sierpnia 2014

List z niebytu

Wykorzystuję resztkę resztki moich słów.
Plotę je, mieszam ze sobą i tak powstają zdania, które zgniatam w kulki.
Milczę lub wybucham, a wszystko po to by ponieść je w górę i do śmietnika internetowych czarnych dziur.
Zanikam.

Zanikam, ale wiem, że są tacy co nie pozwolą mi zniknąć do końca. Nie pozwolą by czarna dziura pochłonęła mnie do końca.

Siłę przynoszą też Wasze litery, myśli, gesty, słowa. Pomaga to, że jesteście. I bądźcie bo tego chcę.
Dziękuję.

Mówią, że wszystko zaczyna się od marzeń, a ja się zaczęłam od słowa. Każda moja myśl jest literą, którą pragnę przelewać tu. Więc jestem.

Przesuwam ten post na tle tego bloga i niesie mi ulgę fakt, że ciężar liter zanika pod naciskiem klawiatury. Życie jakby mniej boli. Litera zdejmuje balast. Pomaga.

Wysyłam w świat poharatany, ale bliski sercu list z treścią do przekazania.
Wy możecie go podrzeć i wyrzucić albo zapakować w czyn by Wam nie uciekł między wersami.
To od Was zależy co się z nim stanie.
Może być spalonym, nic nieznaczącym czymś, ale może też mienić się pięknem w Waszych dłoniach.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Winna

Nie usłyszałam odległego grzmotu ciszy, a teraz czuję się winna.
Zawiodłam.

Obcy ludzie patrzą na mnie wzrokiem pełnym szyderczych słów.
Spojrzenia ich są jak docinki, raniące słowa, lecz co ja im zrobiłam?
Inni chcą mnie zabić.
Z ich twarzy mogę odczytać tylko drwinę i pogardę.
Mają rację...

Tak - macie rację.
Przez moje istnienie, inni muszą cierpieć.
Nie dość, że ja ich zraniłam to teraz ich rani też życie.
Czy Bóg chce ukarać mnie za moją przeszłość, zsyłając na moich najbliższych cierpienie?

Dlaczego?
Dlaczego to Ty Dorotko jesteś chora?!
Przepraszam Dorotko, że Cię zawiodłam, że nie umiem pomóc i, że Ciebie dotknęła białaczka.



Białaczka powinna dotknąć mnie.
I zabić.

sobota, 2 sierpnia 2014

Kieszeń

Milczę bo...
boję się urazić jeśli nie zrozumiesz.
A może my nie rozumiemy samych siebie?

Słowa nie wypowiedziane nie zadziałają,myśli nie wyszeptane zginą...

Niech słowa tworzą...
Niech tworzą świat...
Niech tworzą nas...
Niech tworzą w nas...


Dziś napiszę o lęku, który mam ukryty w kieszeni serca, umysłu, bluzce, płaszczu i łzach...

Obsesyjnie karmię się lękiem, mam go w każdej kieszeni duszy, poutykany na czarną godzinę, na wypadek gdybym nie miała już czego się bać.
Przyrzekam, od jutra się nie boję, ale kolejny poranek wodzi na pokuszenie i wolna wola zamyka oczy, by nie widzieć jak przestaję być człowiekiem.
Pod wpływem lęku, muszę się bać, żeby zapomnieć czego się boję. 


Rozumiesz?

Ja boję się życia, więc schowam się w kieszeni własnego pokoju, by świat nie musiał wyciągać mojego strachu z kieszeni, które i tak są dziurawe.

czwartek, 31 lipca 2014

Błąd w samej sobie

Z jakiegoś powodu wszystko się popsuło za pomocą mnie.

Tak długo pracowałam nad obrazem siebie, a teraz inni nie chcą bym używała siebie w ich towarzystwie.
Ludzie chcą być pewni, że zanikam w ich pamięci. Chcą bym zniknęła. I mówię tu o tych, którzy uważali się za moich przyjaciół, a ja łapczywie łapałam ich za ręce by nie utonąć w długim dźwięku samotności.
Miałam bowiem nadzieję, że te ręce nigdy mnie nie puszczą i nie polecę w dół.

Kiedyś byłam ciężarem dla samej siebie, a teraz to inni muszą mnie dźwigać, nie pytani czy tego właśnie chcą.
Jestem błędem samej w sobie.

Przemijam w tej chwili.

Nie mam nastroju i osobowości poza językiem w, którym istnieję i przepadam, milcząc.
Nikt nie chce słuchać bo mój język nie służy do życia.

Jednak, gdy nie piszę to unikam samej siebie. Unikam marzeń, które coraz bardziej zacierają się, znikają, milkną, przechodzą w fazę nieobecności.

To już przerabiałam.
Potrzebę pisania do samej siebie, skoro nigdzie indziej mnie nie znajdziecie.

Moje pisanie nie nadaje się do mówienia.

Moje marzenia nie nadają się do spełnienia.

Ja sama nie nadaję się do życia.

środa, 30 lipca 2014

Bezkształtny kolor smutku

Szarość egzystencji przygniata, ciąży, jak kosz pełen twardych, niedojrzałych jabłek. Jabłka wyślizgują mi się z rąk, nie dają się ugryźć, a nawet, jeśli się jakieś uda ugryźć, to kęsy stawają w gardle. Lepiej byłoby od razu je wyrzucić, nie dźwigać, nie próbować, poddać się. 

Melancholia, jak garb przeznaczenia - przytłacza. 

Pretensja nie odstępuje mnie na krok. 

Beznadzieja karmi mnie codziennie, przy śniadaniu, na które przygotowuję płatki z mlekiem, na obiad, gdy jem zupę owocową, na kolację, gdy zajadam się świeżym chlebem.

Smutek jest ciemno-szary, gęsty i lepki.
Rośnie powoli.
Pnie się do góry, podobny do wiotkich kwiatów powoju, by następnie wejść łagodnie w nic nie przeczuwające oczy, a później głębiej...
Otacza serce.
Wypełnia ciało, jak chłodny strumień, zmieniając się w tysiące kryształków, mrożących szpilek i później już na kształt lodowego, szybko-rosnącego bluszczu wrasta w duszę. 

Próby otrząśnięcia się z takiego szarego stanu są daremne, ponieważ brakuje źródła światła. Oczy karmione szarością, smutkiem i melancholią, przemieniają się w szkliste, płytkie jeziora, po których pływają szare łabędzie łez.  

Melancholia niedługo zawładnie mymi dłońmi. Nie będę mogła znaleźć w sobie sił, by nimi poruszać. 

Nad moim życiem panuje ten odcień szarości, który w spektrum znajduje swoje miejsce tuż przed czernią. 

Czuję, że melancholia mojego serca i duszy drąży mnie i zabija. Wiem, że gdy przyjdzie chwila, kiedy nie będę miała w sobie żadnej iskierki nadziei na światło, utonę w smutku. 

Często słychać plusk pływających szarych łabędzi smutku, które ciemność zamieniła w bezkształtny, czarny, dziwnie kojący dźwięk. 

Ciężar staje się nie do zniesienia. 

Mija czas. 

W końcu zrobi się cicho. 

Noc, bazaltowa, najciemniejsza, jaką moglibyście do tej pory widzieć, przyszła w jednej krótkiej chwili. 

Chmura w sercu pęcznieje.

Oczy za bardzo bolą, żeby płakać.

Chcę by skończyły się łzy. 

wtorek, 29 lipca 2014

Tabula rasa

Jestem wciąż inna, lecz taka sama.

Żegluję w pustce, nieustająco potykając się o słowa. Nie wszystkie mają sens, a czasami są wręcz niepoprawne, nie odpowiednie do obrazu dnia.
Potykam się, krzyżując gesty, czasem myśli...
Wybiegając na przód, chcę złapać słońce, nie tylko dla siebie, ale i to czasem mi się nie udaje.

Moja koleżanka - Dorotka - od dziś wie, że jest chora. Ma białaczkę.
Odebrałam telefon od jej męża. Słowa uwięzione, nie umiały znaleźć ujścia. Potem ciche łzy.

Tabula rasa. Pusta kartka. Zapis milczenia.

Wpisuję własne uczucia w nierzeczywistość spoza.
Jesteśmy w zbyt różnych ramach okalających ciemność.
Ja jednak nie próbuję wytłumaczyć świata bo nie umiem.
Ślady sprzed są zmieszane z innymi. Ślady sprzed przetrwają by powrócić po.

















Nic nie jest niewytłumaczalne niczym.
Jestem pewna, że wygrasz Dorotko.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Tęskno ta nie-możliwa

Powróciłam z podróży. Bilet nie był dobry, bo nie było wiele śmiechu.
Powróciłam, a ze mną powróciły myśli. Te niechciane myśli.
Znów nie chce mi się być sobą. Nie chcę swego ja. Chciałabym móc się oderwać.

Chciałabym być ptakiem, który powraca do gniazda po długiej podróży. Zawsze mile widziany, oczekiwany, kochany przez ludzi i wiosnę...

...Albo...

...Być rannym żołnierzem, którego witają domownicy z wielką tęsknotą, radością, tkliwością, miłością i ufnością. Nigdy nie zapytany ile złego uczynił...

... A to tylko marzenia...

Teraz jestem ja.

Ja i miejsca do, których powrotów już nie ma.

Ja i dym z popalonych mostów co drażni załzawione oczy.

Ja i czas co każe tęsknić.

I myśl.
Jedna mała myśl: Za późno.

sobota, 26 lipca 2014

Niewypowiedziany krajobraz

W krajobrazie ludzkich słów przeglądam się codziennie. W zapachu chwil jednak nie czuję radości z przebywania ze mną.

Mijam przechodniów, spoglądając na nich ukradkiem. Czuję się jak złodziej okradający ludzkie twarze.

Oglądam wystawy nieobecnym wzrokiem, szukając w nich czyjegoś odbicia. Łudzę się, że ktoś stanie obok, ze zrozumieniem wypisanym na swej twarzy. I powie... Jesteś potrzebna. Twoje życie ma sens.

Dziś jestem poza domem, w innym miejscu i czasie, lecz ludzie są ci sami. Mijam ich bezszelestnie i zza zapłakanych powiek chcę widzieć kogoś, kto mnie przytuli.

I widzę.

Widzę...

Widzę, gdy zasypiam.

czwartek, 24 lipca 2014

Pociąg bez planu podróży

Koleje losu najczęściej jeżdżą bez rozkładu jazdy...



Koleje losu bywają szalone, wsiadając do tego pociągu - nie wracasz.
Siadając w przedziale nie znajdziesz drogi powrotnej.
Koleje losu nie mają jednakowej trasy, drogi są przeróżne...








Jutro wyjeżdżam na kilka dni, zapomnieć, zgubić się w czasie.

Koleje losu mają przeróżne bilety.
Jutro kupuję tylko ten najlepszy - na uśmiech.

środa, 23 lipca 2014

Stop klatka

Stoję w oknie, widać tylko mój prawy profil, ciemne włosy - nieuczesane - jak myśli. Za oknem inne domy, bloki, inni ludzie. Na parapecie obok doniczki z kwiatkiem zeszyt, a w nim napisane: "Tęsknię" i nic więcej. Życie kręci kolejną scenę samotności.







Zbliżenie na ekran, napisy.
Wczuwam się bardzo bo wszystko przeżywam na nowo, na wskroś, boleśnie.







Postanawiam wyjść na zewnątrz, lecz życie z kamerą biegnie by kręcić dalej akt mojej samotności. 
Ludzie są, lecz ich nie ma. Jestem niewidzialna. 
Tylko dzieci, bawiąc się, wpadają raz po raz na wózek z kamerą. 
Robią miny, wygłupiają się, jednak ja się wcale nie uśmiecham.

Chciałabym tylko by życie przestało kręcić. Chciałabym by nastąpił koniec filmu, zgasło czerwone światełko...

Stop klatka.
Ciche wspomnienie nie mnie.