sobota, 23 maja 2015

Za życia

Są dni, gdy za wiele w głowie i na głowie.
I pusto.
I źle.
Chciałabym uciec o myśli o sobie bo moje życie zapomniało jak ma żyć.
Ono gdzieś się skotłowało i skłębiło.
Zawisło z moim posypanym Ja.
I tak czekam na nic.
Chciałabym od tego uciec, ale nie mam dokąd.
Jedyna opcja to iść donikąd.
Znikąd.
I tak cały czas - w rytm straconych, na siebie, godzin.

Niby stan spodziewany w moim położeniu.
Choroba, leczenie, lęk.
I niedaleki ZUS.
Bynajmniej tak sądzi moja lekarka od duszy.

Czasami myślę o tym co będzie jeśli przegram.
Co będzie jeśli zawiodę tych, którzy najbardziej na mnie liczą?
Często widzę siebie już tam.
Zasypaną.
Gruzem wspomnień.

Boję się wszystkiego.

A może jest mi źle, bo mój wyjazd, którego tak bardzo pragnęłam, raczej nie dojdzie do skutku z powodów właśnie zdrowotnych.
Mam w sobie coś co mnie rozsypało.
Myśl, że zawiodłam tych, którzy oczekiwali mojego przyjazdu.

Zawiodłam już ludzi za życia.
A co będzie potem?
Życie?

środa, 13 maja 2015

Naszyjnik marzeń

Są ludzie przy których nie zazna się krzyku, potępienia, ani łez.
Są ludzie, którzy potrafią zauważyć Twój krzyk, który jest prośbą o ratunek.
Są ludzie, którzy zajrzą pod Twoje rzęsy, by pod powiekami zamieścić kalejdoskop szczęścia.
Dziś napiszę o jednym z nich.


Jeżeli mieszkasz we Włocławku - masz szczęście.
Jeżeli jesteś studentem - masz szczęście.
Jeśli rano sprzątasz ulicę - masz szczęście.
Jeśli idziesz z psem na spacer, już o 7.00 rano - masz szczęście.
Jeśli jesteś niepełnosprawny - masz szczęście.

Ty nawet nie wiesz jakie masz szczęście, bo w biegu nie zauważasz:
Skrzydeł ukrytych pod szalem.
Ogromnego serca, które okryte jest kurtką.
I oczu przepełnionych miłością.

Na swojej drodze możesz spotkać Asię.
Asię z uśmiechem na twarzy.
Asię z zawsze ciepłym dzień dobry.
Asię - Anioła, który codziennie rano idzie pomagać chorym ludziom nawlec z kolorowych koralików naszyjnik najpiękniejszych marzeń.

środa, 6 maja 2015

Myślopląs

Dostałam list.
List urzędowy.
Z ZUS-u.
Uuuuu...pssss.
Rach, ciach i moim oczom ukazuje się urocze powiadomienie, że już w czerwcu kończy się moja renta.
I tak oto oni zacierają rączki, że już będzie jednego nędznika mniej, ale ja nie składam się w harmonikę - (no chyba, że z bólu, albo jakoś tak).
Składam wniosek o kolejną komisję.
Komisję nieludzką dla ludzi.
Zawsze jest to samo: stres, upokorzenie i mnóstwo pytajników w głowie.
Potem jest gra na loterii: dostanę, nie dostanę, dostanę, nie dostanę...
A, jeśli będę miała to wątpliwe szczęście i nie dostanę renty?
Strasznie się tego boję.
Niejednokrotnie dotarło do moich radarów usznych jak są traktowani inni chorzy przez per, pożal się, lekarzy w ZUS-ie.
Jestem ciekawa czy mi też będą kazali pokazać guza.
Otworzą mój łeb na żywca, byleby tylko zobaczyć "zmianę", jak to pięknie określili Pani Halince, chorej na raka piersi, która MUSIAŁA zdjąć stanik i protezę, by jej uwierzono, że jest chora.
Dokumenty, brak włosów i chęci do życia to niewystarczające dowody na czyjeś cierpienie, chorobę i lęk.
Pewnie niektórzy wykrzyczą mi prosto w twarz: idź do roboty, a nie żyj za państwowe pieniądze!
Są tacy delikwenci, a jakże!
Chętnie bym poszła do pracy i miała te całe komisje, renty i poniżanie się gdzieś, gdyby nie jeden, taki malutki, nieistotny fakt: z guzem mózgu, padaczką i chorobą psychiczną nikt nie da mi ŻADNEGO stanowiska!
Na nic slogany, akcje, kampanie, że taki pracownik jest czegoś wart!
To nie prawda, że jeśli ma się orzeczony stopień niepełnosprawności, łatwiej jest znaleźć pracę.
Prawda jest taka, że dla większości firm i sklepów byłabym stratą czasu i efektem ubocznym obniżenia jakości wydajności pracy całego zespołu.
I wiecie co jeszcze mnie boli?
Boli mnie to, że od napisania tego posta nic się nie zmieni, a ja i tak do czasu komisji będę miała ogromny myślopląs...