czwartek, 26 marca 2015

Paproch

Chciałabym być punktem horyzontu, a nie obrazem zmęczenia, a dziś składam się z nieszczególnie kolorowych zakończeń. Sama zaś zakończyć się nie mogę bo i na to jestem zbyt zmęczona.
To jest bardzo frustrujące.
Uwierz mi.
Nie mam sił, ani na życie, ani na jego brak.


Świat jest jak paproch - dlatego płaczę.
Już mi się znudziły te zabawy mną... Bo... Może jestem jak pluszak, ale musisz uważać, bo w środku jest potłuczone szkło, które doszczętnie mnie rani.
Więc nie przytulaj.
Odłóż mnie, nim popadniemy w obłęd nieistnienia.

Zauważyłeś?

Nie jestem zwykłą zabawką!
Ja się rozpadam!
Więc?
Więc wyjmij mnie ze swojego oka, bo niepotrzebny Ci ten paproch co przysłania piękno poranków i wiosennych promieni słońca.

poniedziałek, 16 marca 2015

Koło

Spaceruję po długiej linie obojętności, wyrzucając z siebie uczucia i myśli jak niepotrzebny balast. Mimo, że bywają lepsze chwile - za które dziękuję moim najbliższym - czuję jak koło powoli domyka się, a ja wracam do siebie zamkniętej,włóczącej się bezmyślnie i niemo pośród dni i ludzi...

Trochę się sobie zgubiłam.
Nie wiem jak to się stało i kiedy się w ogóle stało.
Ale stało się, więc siedziałam cicho nasłuchując samej siebie.
Szukając mnie uśmiechniętej, bez bagażu ostatnich doświadczeń, zorientowałam się, że i tak trudno mi samej odnaleźć swoje uśmiechnięte ja.
A może nie warto szukać mnie tej, która się zgubiła. Może niepotrzebnie jestem smutna z tegoż powodu?
Niepotrzebnie zamęczam okoliczne myśli, rozwieszając ogłoszenia w poszukiwaniu mnie, gdyż ja sama już nie wiem o kogo chodzi i kto się zgubił.
Nie warto szukać swojego ja - tego zadowolonego - bo może w ogóle nie po drodze mi ze sobą i zgubić się sobie należało?

Dobrze, że po mroku nocy przychodzi błękit poranka bo można uczepić się nowego dnia i tak jak pasażer na gapę, razem z nim zatoczyć kolejne koło...

środa, 11 marca 2015

Nareszcie

Schowałam sen pod powiekami i zostawiłam go na potem.
Niestety, skrupulatny budzik lęku nie chciał poczekać i wdarł się dzień w czasie, którego osiadły na mnie smutki i smuteczki. Takie nie do odgarnięcia.

Ostatnio często słyszę pytanie:
- Co mogę dla Ciebie zrobić?
- Błagam! Wstrzyknij we mnie trochę spokoju, usuń lęk i podaj tabletkę nasenną, bym mogła przespać te jedne z najtrudniejszych chwil.

Wiem, że z zapisem dzisiejszych rozmów kolejny wieczór zasłoni zasłony i nastąpi ciąg dalszy nocnego seansu.

Nareszcie!

poniedziałek, 9 marca 2015

Czas (nie)winności

Chciałam cicho skradać się ku wiośnie i głaskać mgliste chwile radości - by przyszły.
To wszystko znów bez znaczenia...
Krótkie uniesienie, a teraz drżąca samotność.
Dziś uśmiechnę się chociaż na chwilę, by życzyć Wam cudów, choć na niebie gwiazdy gasną.

Zamilkłam.

Krztuszę się słowem niewypowiedzianym, a ono stanęło i patrzy się wprost na mnie, jakby to ode mnie zależało, aby mogło zabrzmieć donośnie.
Przecież to nie moja wina, że ten dzień ubrał się w melancholię.

To nie jest niczyja wina, że młodość trwoni czas, starość go kradnie, a śmierć jest paserem.

piątek, 6 marca 2015

Paradoks

Siadam i rozmawiam, by uleczyć ten kawałek rzeczywistości do, którego wdarła się choroba.
W tomach prawdziwych rozmów płynących przez szpitalny korytarz światopoglądu, uwielbiam żyć tymi opowieściami, co tworzą nadzieję i siłę dla innych.
Dla mnie też.
I dla Was też.
Życzę tego Wam.
I sobie.


Jestem tu i staram się zdrowieć i ozdrawiać atmosferę wokół. 
Tu potrzeba mówić, a nie płakać. 
Przecież łzy tu nie wystarczą. 
Wie o tym Patryk. 
Ma 19 lat. 
I raka - tak na doczepkę - jak sam mówi. 
Siedzimy koło windy. 
Bliżej wyjścia.
Bliżej zdrowia. 
Tak ma być! 
Musi być ozdrowieńcem! 
Nie zawsze jednak jest mu łatwo. Najgorzej jest gdy dopadają go stany depresyjne.
- Nie chce mi się wtedy żyć - mówi.
Spoglądam w jego brązowe oczy. On dopowiada:
- Miałem dziewczynę. Olała mnie, gdy dowiedziała się, że mam guza w nerce. Wtedy pierwszy raz się pociąłem - pokazuje mi ślady na nadgarstkach.
- Ale jest coraz lepiej... I to dzięki temu, że tu jesteś.
- No, co za paradoks. Zawdzięczam to naszej Pani Agnieszce, psychoonkolog - Patryk nagle się ożywia - Zawsze mogę z nią pogadać. O wszystkim. Nie koniecznie o raku. Super babka.
- Ale na początku nie chciałeś do niej iść...
- No nie... Ale wiesz. Ja facet jestem!
- I co z tego?!
- Myślałem, że sobie sam poradzę - spuszcza głowę, zamyśla się. Już chciałam coś powiedzieć kiedy dodaje - Znowu zaczynam kochać świat! 
- Zgadza się! Przecież płonie nam horyzont!


Pani Halinka nie myśli o raku. 
Jest chora. Trochę zmęczona. 
Ale chce rozmawiać i chce herbatę, którą idę zrobić z niemałą przyjemnością.
Pani Halinka przypomina mi moją Babcię i to nie tylko przez pryzmat choroby na, którą zapadła.
Moja rozmówczyni mówi delikatnie. 
Jej słowa tulą, łagodzą, koją. 
Nie bolą, choć ona sama już bardzo wycierpiała.
Szkicem zaledwie, lekką kreską zaczyna opowiadać:
- Zachorowałam i dobrze się stało, bo w rodzinie się ułożyło. Już moje dzieci takie kłótliwe o majątek nie są.
Pomyślałam: kolejny paradoksalny, zmieniający coś na lepsze, przypadek z rakiem w tle.
Gdy mówi o dzieciach i domu to widać, że, w tym wszystkim majątkiem są jej serce i oczy, które teraz są zasnute wspomnieniami wcześniejszych wydarzeń.
- Przewróciłam się. Myśleli, że osteoporoza, a tu rak. Kości zaatakował. 
- Mówi Pani o tym tak spokojnie...
- A co mam zrobić, dziecko? Czasu się nie cofnie. Trzeba żyć, albo i nawet umierać.
- No co też Pani mówi! 
- Tak, dziecko. Nie ma co się buntować. Byleby było godnie i w zgodzie z rodziną.
Zamilkłam, bo nie potrzebne są słowa, gdy białym śladem na błękicie nakreślone zostają największe emocje. 
- Jest Pani... pogodzona z chorobą? - pytam i biorę ją za rękę.
- Tak, dziecko. Teraz mogę dać tylko miłość.
Potem mnie przytula i w ten sposób daje to najgłębszy wyraz formy prostej i złożonej naszej rozmowy.


W kupie siła. 
I tak ma być. 
Lubię się uśmiechać, nawet gdy płaczę.
Teraz mamy Carpe Diem i to się liczy. 
Soni niebieski.
Mój żółty.
Niebo.
I słońce.

Paradoks?

niedziela, 1 marca 2015

Do końca

W samej rzeczy utkwiły moje oczy, a może ponad już nie widać dna?
Wydaje mi się, że jestem krótsza od samych spojrzeń, że znikam za zasłoną lęku o nic i o wszystko.

Źle mi w ciszy, źle mi wśród ludzi. Źle mi nawet z samą sobą.

Chciałabym zasnąć i nie czuć bólu, ani samotności jaka mnie wczoraj ogarnęła. Tak naprawdę nie chcę być częścią nie do końca. Nie chcę wspomnień z tutejszych rozmów. Nie chcę uwierzyć, że zniknąłeś tak nagle i to bez pożegnania. Nie uważasz Sławku, że to głupie? Kochałam Cię i chciałam znaleźć się w czymś do końca.
Może i znalazłam się, ale to Ty się skończyłeś.

Moja walka trwa nadal.
Do końca.