niedziela, 1 listopada 2015

Życiowy aut

Ostatnio długo pozwalałam swoim myślom biec przed siebie, w szarą przestrzeń jesieni. Jednak dla większości i tak nie miało znaczenia.
Mam znajomego który pod wpływem sławy zapomniał, że istnieje, a co gorsza, nawet usunął mnie ze znajomych na facebooku. Niby nic, ale boli...
Niewiele znaczę.
Całe szczęście przy życiu trzymają mnie trzy bliskie mi osoby, choć przyznam - coraz mocniej uwiera mnie mój własny oddech.
Dlatego...
Pisałam list do Prezydenta z prośbą o eutanazję.
Chciałam wykonać życiowy aut.
Niewiele dla świata znacze.
Mój świat to nie życie.
Byt ale nie byt.
Od i do - zawsze ze łzą na policzku...
Strach i nie strach.
Balansowanie.
Od nastroju do nastroju.
Ciągła sinusoida.
Brak sił.
I tęsknota.
Tęsknota za normalnym życiem.

niedziela, 13 września 2015

Kursor

Zawiesiłam system.
Wykonałam reset.
Być albo nie być.
Powątpiewanie.
Pytanie: czy pisać bloga dalej?

Zawisłam nad pustką i majtam sobie nogami nad przepaścią.
Mimo wszystko kieruję łeb do słońca, bo chyba po to ono jest, by ogrzewać nasze myśli.

Myślałam sobie nad tym co się wydarzyło...
Dwa spełnione marzenia i kryzys zdrowotny dla równowagi.
A może raczej nierównowagi psychicznej.
Więc macham nogami, przyklejając uśmiech i krzycząc do wszystkich:
Jest ok! Jest OK!
W sumie prawda w tym OK jest, bo dumna jestem z mojej Przyjaciółki.
Podjęła się leczenia depresji.
Powaliła mnie tym.
Powaliła swoją siłą.
A do takiej decyzji trzeba mieć siłę nie byle jaką!
I dała powód do dalszej wali o mnie, o moje zdrowie i o to wszystko co przed nami.

Reset był dobry.
System mniej się zawiesza.
A i kursor na blogu wreszcie ruszył się z miejsca w pozytywnym kierunku.

Taki mały, migający na ekranie kursor.
Kursor nadziei.
Tak można to ująć.

czwartek, 30 lipca 2015

Odzyskany oddech

Od pierwszego wersu.
Od pierwszego słowa.
Z odzysku.
Zaczynam od nowa.
Nazywam się.
Na nowo.
Odzyskana. 
Nie bez przyczyny tak piszę, bo przedwczoraj uśmiercono mnie na portalu społecznościowym. Głoszono, że oto zmarłam po ciężkiej chorobie... wiadomo jakiej.
Przyjaciółka zapłakana dzwoniła i gdy tylko usłyszała mój głos to rozpłakała się jeszcze bardziej, a potem sama musiała skorzystać z pomocy lekarza bo z tych nerwów złapała arytmię.
Zmarła moja imienniczka tyle, że jeszcze młodsza ode mnie no i zdjęcie nie moje było przecież. Poza tym powinno czytać się ze zrozumieniem...
Tego dnia moja rodzina otrzymywała kondolencje, wyrazy współczucia i smutku. Telefony nie chciały przestać milczeć. Wszyscy płakali, a ja żyłam i żyję i mam się w miarę dobrze.
Terapia Temodalem daje pozytywny rezultat i obecnie mam przerwę przed mono-terapią. Byłam na wakacjach u Przyjaciół, Trochę żyję nieszpitalnym życiem. I dobrze mi było. Aż do tej akcji z moją rzekomą śmiercią.
Udało mi się przez chwilę zanieistnieć!
Teraz żartujemy, że zmartwychwstałam.
No, więc...
Każdy oddech jest pierwszy i ostatni.
Bierzesz powietrze w płuca.
Potem wypuszczasz.
Oddychasz.
Pierwszy i ostatni raz za razem.
Wciąż od nowa.
Bez przystanku.
Chyba, że chciałbyś już się zatrzymać, gdy boli.
Bo czasami boli tak, że każdy oddech jest cierpieniem.


Ta młoda dziewczyna ze zdjęcia nie żyje.
Walczyła z guzem mózgu.
Lekarze nie dawali jej szans, za to pół roku życia.
Ona chciała umrzeć po swojemu...
"Życzę wam miłości i spokoju. Doceniajcie życie i bądźcie za nie wdzięczni" - radziła krótko przed śmiercią. 1 listopada zażyła lek, po którym spokojnie umarła.
"W obliczu strasznej, bolesnej i nieuleczalnej choroby Brittany zdecydowała się na dobrze przemyślany i świadomy wybór - żeby umrzeć z godnością" - brzmi oświadczenie na stronie kampanii Współczucie i Wybór , z którą współpracowała zmarła w tamtą listopadową sobotę 29-letnia Brittany Maynard.

Koleją osobą jest 24-letnia Laura, która tego lata będzie poddana eutanazji w Belgii, ponieważ ma depresję i nie może znieść swojego dalszego życia.

W pierwszym przypadku wiele komentarzy popierało chorą na raka 29 - latkę, zaś w drugim przypadku sytuacja jest gorsza - komentujący nie zostawiają suchej nitki na chorej 24-letniej dziewczynie.

A co ma powiedzieć na przykład osoba taka jak ja?
Jestem wynikiem połączenia obydwu tych historii.
Mam guza i mam depresję.

I co teraz?

Co by było, gdybym któregoś dnia oznajmiła Wam, że chcę dokonać eutanazji?

Skrytykowalibyście mnie?
Usunęlibyście mnie z grona swoich znajomych?
Nazwalibyście wariatką?


Zatrzymajcie się i weźcie świadomy oddech.
Wdech i wydech.
Wdech i wydech...
I zastanówcie się: jaka jest cierpienia granica?
A potem naprawdę, z całych sił cieszcie się odzyskanym oddechem Waszego życia.

sobota, 4 lipca 2015

Milczący telefon

Na pewno nie raz obiła Wam się o uszy ta historia.
Pewnie niektórych to męczy, że ciągle się mówi o tej tragedii.
Może za szkłem Waszych okien nie sączą się wspomnienia bo co się stało to się nieodstanie.
A ja nie mogę...
Nie mogę przemilczeć.


Dominik - chłopiec, którego psychika już nie wytrzymała.
Chłopiec, którego serce silne, złamało się na pół.
Chłopiec, którego życie trwało za krótko.
O całe życie za krótko, bo tak sprawili ludzie siedzący po drugiej stronie monitorów. Anonimy, bez serca, uczuć i szacunku postanowili zadrwić z tego chłopca bo ubierał się tak, a nie inaczej, bo być może nie tak się spojrzał, nie tak uśmiechnął.
Nawet po jego śmierci. Zaznaczymy. Samobójczej śmierci, internetowe potwory nadal z niego drwiły.
Dla tego chłopca perspektywa zaczęła się zaginać, a ból wyostrzać w napisanych słowach w Internecie.
Dlatego się powiesił...


Ja też zawsze byłam inna.
Cicha.
Śmieszna.
Głupia.
Niedorozwinięta.

W szkole dzieci się ze mnie śmiały, a ja tak bardzo chciałam się z kimś zaprzyjaźnić.
Niektórzy nauczyciele skreślali mnie już na wstępie, tylko dlatego, że byłam zawsze słabsza od innych w nauce.
Kiedyś nie było takiego dostępu do sieci.
Wyśmiewano się ze mnie za pomocą darcia zeszytów, niszczenia moich rzeczy, wyśmiewania moich niedomagań.
Tak po prostu robili bo jak sami mi zawsze tłumaczyli: to nam sprawia radość.

Potem liceum.
Magia Internetu.
Cud Naszej Klasy Facebooka.
To na tych portalach moi oprawcy mogli naprawdę się na mnie wyżyć! 
I robili to!
Z resztą do dziś jeszcze się spotykam z drwinami na własny temat.

Kilka razy próbowałam się zabić.
Pierwszy i drugi raz były to tabletki.
Trzeci raz podcięcie żył.
I czwarty raz, gdy znów chciałam w ten sam sposób odebrać sobie życie, zostałam przyłapana na gorącym uczynku.

Za każdym razem pisałam list.
Pożegnalny.
Za każdym razem byłam uratowana, a listy doszczętnie raniły moich najbliższych.

Pamiętam, że gdy zgłosiłam sprawę na policję to mnie wyśmiano i powiedziano, że jak mi tak źle to mam wrócić do szpitala psychiatrycznego się podleczyć i sprawę umorzono.


To wszystko piszę nie dlatego, by wywołać litość.
Nie piszę mi się o tym łatwo bo chcę o tym zapomnieć.
Jednak historia Dominika skłoniła mnie do wspomnień i do tego by napisać, że każdy nosi w sobie mnóstwo krawędzi. Może nie zawsze tak ostrych jak te Dominika, ale każdy na pewno ma jakąś ich sumę.
Piszę też po to, by powiedzieć, że świat po drugiej stronie monitora to odległe, mgliste wspomnienie normalności.
Normalność...
Normalność?
Czym jest normalność?
Normalność to takie względne pojęcie...

Milczący telefon.
Cóż powiedzieć Matce Dominika?
Ja tylko powiem: wiem co przeżywał Pani Syn bo ja sama poznałam smak drwin kolegów ze szkolnej ławki i niech Pani mi wierzy - teraz chciałabym być z Panią i zwyczajnie trzymać Panią za rękę.

środa, 3 czerwca 2015

Równanie

Sklejam swój model życia i próbuję latać, choć skrzydła mam połamane...
Od nowa.
Wciąż od nowa upadam i podnoszę się.
By znów upaść.
Za każdym razem boli, ale żyję, jestem, walczę.
Nawet sama z sobą.
O siebie.
O innych.
Byśmy mogli latać.
Wydycham wspomnienia by wdychać teraźniejszość.
Próbuję walczyć o marzenia.
Nie pozwalam moim najbliższym brać urlopu od marzeń bo one ratują życie, nadzieję i człowieka.
Moi najbliżsi: rodzina i przyjaciele, przechodzą ze mną tę moją batalię o powrót do zdrowia.
Często poświęcają swój czas, siły i plany na to by mnie wspomóc.
Po prostu są.
I ja też chcę dla nich być.
Tak po prostu.
Za nic.
Zwyczajnie.

Ostatnio moja psychika płata mi figla, bawiąc się ze mną.
Uśmiech się chowa za steroidami, bo w czasie ich brania jestem na ciągłej, 24-godzinnej huśtawce emocjonalnej, której nie da się zatrzymać.
Balansuję więc, a wraz ze mną ci co wierzą, że wraz z odstawieniem steroidów, zsiądę z tej okropnej, emocjonalnej huśtawki nastrojów lub choć trochę spowolnię tempo i czas bujania się z godziny na godzinę.
Oni trwają na posterunku.
Nie są zmęczeni mną tak jak ja sobą.
Są.
I ja też chcę być.
Dla nich...

Dlatego często myślę o tym jak wynagrodzić im cierpienia, które zadaję im wraz z moją chorobą, łzami, depresją, lękami. 
Dlatego chcę zawalczyć o nich tak jak oni walczą o mnie.

Myślę o ich marzeniach.
Chcą bym wyzdrowiała - to pewne.
I piękne.
I szczere.
I prawdziwe.

Ale oni też mają swoje marzenia.
Często te marzenia spychają w kąt by zając się mną lub po prostu dlatego, że ktoś im je odebrał.

Nie chcę by walczyli tylko o mnie.
Chcę im pomóc zawalczyć o siebie.
I pomogę.

Nie wiem jak i kiedy.
Wierzę tylko w moc tych marzeń.
Marzeń tych, którzy opiekując się mną, zapominają często o sobie.
A ja chcę, by marzyli.
To moje marzenie.
By moi Aniołowie marzyli.

Siedząc na szpitalnym łóżku, nijako z nudów, nijako z przemyśleń stworzyłam równanie:
Człowiek + Marzenia = Życie

Przykładów na to, że taki jest wynik, daleko szukać nie muszę.
Widzę to w oczach Sebastiana, w słowach Pani Irenki, w nadziei Asi.

To niby takie proste równanie...

A jednak od czasu do czasu, w ciszy nocnej, zszywam marzeniami mokre poszewki poduszek, gdy tęsknię za uśmiechem tych, których kocham.

sobota, 23 maja 2015

Za życia

Są dni, gdy za wiele w głowie i na głowie.
I pusto.
I źle.
Chciałabym uciec o myśli o sobie bo moje życie zapomniało jak ma żyć.
Ono gdzieś się skotłowało i skłębiło.
Zawisło z moim posypanym Ja.
I tak czekam na nic.
Chciałabym od tego uciec, ale nie mam dokąd.
Jedyna opcja to iść donikąd.
Znikąd.
I tak cały czas - w rytm straconych, na siebie, godzin.

Niby stan spodziewany w moim położeniu.
Choroba, leczenie, lęk.
I niedaleki ZUS.
Bynajmniej tak sądzi moja lekarka od duszy.

Czasami myślę o tym co będzie jeśli przegram.
Co będzie jeśli zawiodę tych, którzy najbardziej na mnie liczą?
Często widzę siebie już tam.
Zasypaną.
Gruzem wspomnień.

Boję się wszystkiego.

A może jest mi źle, bo mój wyjazd, którego tak bardzo pragnęłam, raczej nie dojdzie do skutku z powodów właśnie zdrowotnych.
Mam w sobie coś co mnie rozsypało.
Myśl, że zawiodłam tych, którzy oczekiwali mojego przyjazdu.

Zawiodłam już ludzi za życia.
A co będzie potem?
Życie?

środa, 13 maja 2015

Naszyjnik marzeń

Są ludzie przy których nie zazna się krzyku, potępienia, ani łez.
Są ludzie, którzy potrafią zauważyć Twój krzyk, który jest prośbą o ratunek.
Są ludzie, którzy zajrzą pod Twoje rzęsy, by pod powiekami zamieścić kalejdoskop szczęścia.
Dziś napiszę o jednym z nich.


Jeżeli mieszkasz we Włocławku - masz szczęście.
Jeżeli jesteś studentem - masz szczęście.
Jeśli rano sprzątasz ulicę - masz szczęście.
Jeśli idziesz z psem na spacer, już o 7.00 rano - masz szczęście.
Jeśli jesteś niepełnosprawny - masz szczęście.

Ty nawet nie wiesz jakie masz szczęście, bo w biegu nie zauważasz:
Skrzydeł ukrytych pod szalem.
Ogromnego serca, które okryte jest kurtką.
I oczu przepełnionych miłością.

Na swojej drodze możesz spotkać Asię.
Asię z uśmiechem na twarzy.
Asię z zawsze ciepłym dzień dobry.
Asię - Anioła, który codziennie rano idzie pomagać chorym ludziom nawlec z kolorowych koralików naszyjnik najpiękniejszych marzeń.

środa, 6 maja 2015

Myślopląs

Dostałam list.
List urzędowy.
Z ZUS-u.
Uuuuu...pssss.
Rach, ciach i moim oczom ukazuje się urocze powiadomienie, że już w czerwcu kończy się moja renta.
I tak oto oni zacierają rączki, że już będzie jednego nędznika mniej, ale ja nie składam się w harmonikę - (no chyba, że z bólu, albo jakoś tak).
Składam wniosek o kolejną komisję.
Komisję nieludzką dla ludzi.
Zawsze jest to samo: stres, upokorzenie i mnóstwo pytajników w głowie.
Potem jest gra na loterii: dostanę, nie dostanę, dostanę, nie dostanę...
A, jeśli będę miała to wątpliwe szczęście i nie dostanę renty?
Strasznie się tego boję.
Niejednokrotnie dotarło do moich radarów usznych jak są traktowani inni chorzy przez per, pożal się, lekarzy w ZUS-ie.
Jestem ciekawa czy mi też będą kazali pokazać guza.
Otworzą mój łeb na żywca, byleby tylko zobaczyć "zmianę", jak to pięknie określili Pani Halince, chorej na raka piersi, która MUSIAŁA zdjąć stanik i protezę, by jej uwierzono, że jest chora.
Dokumenty, brak włosów i chęci do życia to niewystarczające dowody na czyjeś cierpienie, chorobę i lęk.
Pewnie niektórzy wykrzyczą mi prosto w twarz: idź do roboty, a nie żyj za państwowe pieniądze!
Są tacy delikwenci, a jakże!
Chętnie bym poszła do pracy i miała te całe komisje, renty i poniżanie się gdzieś, gdyby nie jeden, taki malutki, nieistotny fakt: z guzem mózgu, padaczką i chorobą psychiczną nikt nie da mi ŻADNEGO stanowiska!
Na nic slogany, akcje, kampanie, że taki pracownik jest czegoś wart!
To nie prawda, że jeśli ma się orzeczony stopień niepełnosprawności, łatwiej jest znaleźć pracę.
Prawda jest taka, że dla większości firm i sklepów byłabym stratą czasu i efektem ubocznym obniżenia jakości wydajności pracy całego zespołu.
I wiecie co jeszcze mnie boli?
Boli mnie to, że od napisania tego posta nic się nie zmieni, a ja i tak do czasu komisji będę miała ogromny myślopląs...

niedziela, 26 kwietnia 2015

Przecież wiesz

Z kalendarza sączy się czas.

Tydzień temu byłam na kilkudniowym spotkaniu z Przyjaciółką, a dziś drapię o szybę za, którą toczy się życie...

Na ławce, przed szpitalem ktoś zgubił swoje myśli.
Inny ktoś zaś biegnie z torbą na ramieniu, bo wie, że jest zdrowy i może wrócić w budzącą życie przestrzeń.
Jeszcze inny ktoś wciąż czeka, by ktoś go odwiedził, ale jedynym odwiedzającym jest smutek.
W salach jest czająca się niepewność jutra, ale ja widzę coś więcej niż chorobę.
Ja widzę ludzi, którzy mają słowa cenniejsze niż to o czym codziennie śnicie.
Oni mają w ustach cuda.
Cuda dokonują się tutaj codziennie.
Cuda to obecność drugiego człowieka.

Czasami, gdy mam gorsze dni, wydaje mi się, że guz, który nawiedził moją głowę, należy mi się i choć po części wyjaśnia moją chorobę psychiczną, to jednak jest dowodem na to, że jestem nikim.
Czasami myślę, że przez diagnozę straciłam szansę, na cokolwiek.
Dziś dotykam ludzi myśleniem o nich wzdłuż ścian, rysując rozmowę linią własnego oddechu.
Dziś wiem, że gdyby nie przeżycia ostatnich tygodni, nie miałabym nic oprócz ogromnej pustki.

W ostatnim czasie moja Przyjaźń dojrzewa.
Spotkania z innymi ludźmi wzbogacają mnie.
Choroba daje doświadczenie bez, którego nie umiałabym zauważyć pejzażu namalowanego marzeniami.
I tu nie chodzi tylko o moje marzenia.
Dzięki sile ostatnich wydarzeń wiem, że mogę dać z siebie więcej, by inni mogli być częścią pejzażu niestraconych nadziei.

Minuty łączą się w godziny, dni, tygodnie, a Ty płyniesz tak nurtem, pędem i na nic nie masz czasu...
Ale po co?
Na co?
Dlaczego?

Nie musisz zachorować aby zwolnić tempo i dostrzec to co wcześniej minąłeś w mgnieniu oka.
Nie musisz usłyszeć trudnej diagnozy, by spotkać osoby, które wcześniej mijałeś i nie miałeś czasu poznać...

Asia, Weronika, Pani Ola...
Są tacy ludzie pełni serdeczności.
Wystarczy się rozejrzeć.

Przecież wiesz...

środa, 15 kwietnia 2015

Taki czas

Jest ten czas.
Taki czas.
No jaki?
A taki jakiś...
A może to nie jego wina?
No cóż on może począć, że on ciągle ten sam, a człowiek zwalnia...?

Kiedyś próbowałam popełnić samobójstwo - i to niejednokrotnie - sądząc, że tak będzie najlepiej.
Kiedy depresja okazuje się silniejsza, to czasem dopadają mnie myśli, żeby ze sobą skończyć, lecz tylko dopadają, bo nie mają już odwagi popchnąć mnie do tego.

Może to leki, może terapia, może wyjątkowa przyjaźń, może zbyt cenne spotkania, a może diagnoza, że mam guza w głowie, zmieniła moje myślenie o śmierci.
Teraz zaczynam się jej bać.
Boję się jej, tym bardziej, że dzieje się ona zbyt blisko mnie i zbyt często na moich oczach.

I ten lęk...

Ktoś puka do drzwi.
Idę otworzyć.
Za progiem stoi Kostucha.
Zaczynam się trząść.
A ona mówi:
- Nie bój się! Tym razem nie przyszłam po Ciebie, tylko po Twoją Koleżankę.

sobota, 4 kwietnia 2015

Wiosną marzenia kwitną

Cieszę się wiosną.
Wczesną wiosną, gdzie wiewiórka opróżnia spiżarnię, a zdziwione bociany strzepują ze skrzydeł opady deszczu ze śniegiem.

Piękne jest to, że mogę usłyszeć śpiew ptaków w pierwszych promieniach słońca i, że mogę po prostu znów zanurzyć się w życiu wiosennej przyrody.
Pięknie jest tak żyć dzień po dniu, gdy ma się wrażenie, że dotykasz wrażliwych strun i je oswajasz. Piękne jest to, że chcesz żyć, mimo, że gdzieś z tyłu głowy czai się lęk, a Twoje oczy widzą dziuplę w drzewie - schronienie samotności.
Piękna jest świadomość, że jest ktoś komu bardzo na Tobie zależy.
To pomaga walczyć, choć czasem jest naprawdę trudno...


Na nadchodzące Święta Wielkiej Nocy życzę Wam uśmiechów muskanych ciepłym wiatrem radości oraz spojrzeń pełnych ciepła i miłości. Życzę Wam spokoju i nadziei duszy, a przede wszystkim sił na realizację swoich marzeń!

Na wiosennej łące zasiejcie pragnienia,by mogły się wzbijać lawendowym kwiatem. Głęboko wierzę, że pewnego dnia, o poranku, w piękny krajobraz wiosny wkradnie się zdumiewająca cisza lasu, który zamilczy na widok czerwonych maków, co w sobie mieć będą Wasze marzenia.
Nie rozdmuchujcie puchu wzruszeń, lecz muśnijcie nim Wasze skronie i naręcza rumianków podaruj komuś, kto jeszcze nie wie, że cuda dzieją się ciągle - nie tylko od święta!

czwartek, 26 marca 2015

Paproch

Chciałabym być punktem horyzontu, a nie obrazem zmęczenia, a dziś składam się z nieszczególnie kolorowych zakończeń. Sama zaś zakończyć się nie mogę bo i na to jestem zbyt zmęczona.
To jest bardzo frustrujące.
Uwierz mi.
Nie mam sił, ani na życie, ani na jego brak.


Świat jest jak paproch - dlatego płaczę.
Już mi się znudziły te zabawy mną... Bo... Może jestem jak pluszak, ale musisz uważać, bo w środku jest potłuczone szkło, które doszczętnie mnie rani.
Więc nie przytulaj.
Odłóż mnie, nim popadniemy w obłęd nieistnienia.

Zauważyłeś?

Nie jestem zwykłą zabawką!
Ja się rozpadam!
Więc?
Więc wyjmij mnie ze swojego oka, bo niepotrzebny Ci ten paproch co przysłania piękno poranków i wiosennych promieni słońca.

poniedziałek, 16 marca 2015

Koło

Spaceruję po długiej linie obojętności, wyrzucając z siebie uczucia i myśli jak niepotrzebny balast. Mimo, że bywają lepsze chwile - za które dziękuję moim najbliższym - czuję jak koło powoli domyka się, a ja wracam do siebie zamkniętej,włóczącej się bezmyślnie i niemo pośród dni i ludzi...

Trochę się sobie zgubiłam.
Nie wiem jak to się stało i kiedy się w ogóle stało.
Ale stało się, więc siedziałam cicho nasłuchując samej siebie.
Szukając mnie uśmiechniętej, bez bagażu ostatnich doświadczeń, zorientowałam się, że i tak trudno mi samej odnaleźć swoje uśmiechnięte ja.
A może nie warto szukać mnie tej, która się zgubiła. Może niepotrzebnie jestem smutna z tegoż powodu?
Niepotrzebnie zamęczam okoliczne myśli, rozwieszając ogłoszenia w poszukiwaniu mnie, gdyż ja sama już nie wiem o kogo chodzi i kto się zgubił.
Nie warto szukać swojego ja - tego zadowolonego - bo może w ogóle nie po drodze mi ze sobą i zgubić się sobie należało?

Dobrze, że po mroku nocy przychodzi błękit poranka bo można uczepić się nowego dnia i tak jak pasażer na gapę, razem z nim zatoczyć kolejne koło...

środa, 11 marca 2015

Nareszcie

Schowałam sen pod powiekami i zostawiłam go na potem.
Niestety, skrupulatny budzik lęku nie chciał poczekać i wdarł się dzień w czasie, którego osiadły na mnie smutki i smuteczki. Takie nie do odgarnięcia.

Ostatnio często słyszę pytanie:
- Co mogę dla Ciebie zrobić?
- Błagam! Wstrzyknij we mnie trochę spokoju, usuń lęk i podaj tabletkę nasenną, bym mogła przespać te jedne z najtrudniejszych chwil.

Wiem, że z zapisem dzisiejszych rozmów kolejny wieczór zasłoni zasłony i nastąpi ciąg dalszy nocnego seansu.

Nareszcie!

poniedziałek, 9 marca 2015

Czas (nie)winności

Chciałam cicho skradać się ku wiośnie i głaskać mgliste chwile radości - by przyszły.
To wszystko znów bez znaczenia...
Krótkie uniesienie, a teraz drżąca samotność.
Dziś uśmiechnę się chociaż na chwilę, by życzyć Wam cudów, choć na niebie gwiazdy gasną.

Zamilkłam.

Krztuszę się słowem niewypowiedzianym, a ono stanęło i patrzy się wprost na mnie, jakby to ode mnie zależało, aby mogło zabrzmieć donośnie.
Przecież to nie moja wina, że ten dzień ubrał się w melancholię.

To nie jest niczyja wina, że młodość trwoni czas, starość go kradnie, a śmierć jest paserem.

piątek, 6 marca 2015

Paradoks

Siadam i rozmawiam, by uleczyć ten kawałek rzeczywistości do, którego wdarła się choroba.
W tomach prawdziwych rozmów płynących przez szpitalny korytarz światopoglądu, uwielbiam żyć tymi opowieściami, co tworzą nadzieję i siłę dla innych.
Dla mnie też.
I dla Was też.
Życzę tego Wam.
I sobie.


Jestem tu i staram się zdrowieć i ozdrawiać atmosferę wokół. 
Tu potrzeba mówić, a nie płakać. 
Przecież łzy tu nie wystarczą. 
Wie o tym Patryk. 
Ma 19 lat. 
I raka - tak na doczepkę - jak sam mówi. 
Siedzimy koło windy. 
Bliżej wyjścia.
Bliżej zdrowia. 
Tak ma być! 
Musi być ozdrowieńcem! 
Nie zawsze jednak jest mu łatwo. Najgorzej jest gdy dopadają go stany depresyjne.
- Nie chce mi się wtedy żyć - mówi.
Spoglądam w jego brązowe oczy. On dopowiada:
- Miałem dziewczynę. Olała mnie, gdy dowiedziała się, że mam guza w nerce. Wtedy pierwszy raz się pociąłem - pokazuje mi ślady na nadgarstkach.
- Ale jest coraz lepiej... I to dzięki temu, że tu jesteś.
- No, co za paradoks. Zawdzięczam to naszej Pani Agnieszce, psychoonkolog - Patryk nagle się ożywia - Zawsze mogę z nią pogadać. O wszystkim. Nie koniecznie o raku. Super babka.
- Ale na początku nie chciałeś do niej iść...
- No nie... Ale wiesz. Ja facet jestem!
- I co z tego?!
- Myślałem, że sobie sam poradzę - spuszcza głowę, zamyśla się. Już chciałam coś powiedzieć kiedy dodaje - Znowu zaczynam kochać świat! 
- Zgadza się! Przecież płonie nam horyzont!


Pani Halinka nie myśli o raku. 
Jest chora. Trochę zmęczona. 
Ale chce rozmawiać i chce herbatę, którą idę zrobić z niemałą przyjemnością.
Pani Halinka przypomina mi moją Babcię i to nie tylko przez pryzmat choroby na, którą zapadła.
Moja rozmówczyni mówi delikatnie. 
Jej słowa tulą, łagodzą, koją. 
Nie bolą, choć ona sama już bardzo wycierpiała.
Szkicem zaledwie, lekką kreską zaczyna opowiadać:
- Zachorowałam i dobrze się stało, bo w rodzinie się ułożyło. Już moje dzieci takie kłótliwe o majątek nie są.
Pomyślałam: kolejny paradoksalny, zmieniający coś na lepsze, przypadek z rakiem w tle.
Gdy mówi o dzieciach i domu to widać, że, w tym wszystkim majątkiem są jej serce i oczy, które teraz są zasnute wspomnieniami wcześniejszych wydarzeń.
- Przewróciłam się. Myśleli, że osteoporoza, a tu rak. Kości zaatakował. 
- Mówi Pani o tym tak spokojnie...
- A co mam zrobić, dziecko? Czasu się nie cofnie. Trzeba żyć, albo i nawet umierać.
- No co też Pani mówi! 
- Tak, dziecko. Nie ma co się buntować. Byleby było godnie i w zgodzie z rodziną.
Zamilkłam, bo nie potrzebne są słowa, gdy białym śladem na błękicie nakreślone zostają największe emocje. 
- Jest Pani... pogodzona z chorobą? - pytam i biorę ją za rękę.
- Tak, dziecko. Teraz mogę dać tylko miłość.
Potem mnie przytula i w ten sposób daje to najgłębszy wyraz formy prostej i złożonej naszej rozmowy.


W kupie siła. 
I tak ma być. 
Lubię się uśmiechać, nawet gdy płaczę.
Teraz mamy Carpe Diem i to się liczy. 
Soni niebieski.
Mój żółty.
Niebo.
I słońce.

Paradoks?

niedziela, 1 marca 2015

Do końca

W samej rzeczy utkwiły moje oczy, a może ponad już nie widać dna?
Wydaje mi się, że jestem krótsza od samych spojrzeń, że znikam za zasłoną lęku o nic i o wszystko.

Źle mi w ciszy, źle mi wśród ludzi. Źle mi nawet z samą sobą.

Chciałabym zasnąć i nie czuć bólu, ani samotności jaka mnie wczoraj ogarnęła. Tak naprawdę nie chcę być częścią nie do końca. Nie chcę wspomnień z tutejszych rozmów. Nie chcę uwierzyć, że zniknąłeś tak nagle i to bez pożegnania. Nie uważasz Sławku, że to głupie? Kochałam Cię i chciałam znaleźć się w czymś do końca.
Może i znalazłam się, ale to Ty się skończyłeś.

Moja walka trwa nadal.
Do końca.

wtorek, 24 lutego 2015

Znienacka

Mówią:
- Idź bo się spóźnisz!
A ja zastanawiam się po co się się spieszyć. Przecież i tak nie umknie mi to co ma się stać.
Mówią:
- Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni!
A, ja w tym momencie drżę i nikt nie może mnie przytulić.
Mówią:
- Wszystko w swoim czasie!
Tymczasem są tylko nasze chwile.
Znienacka.


Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu.
Brak notek nie jest kwestią lenistwa czy niedbalstwa o blog.
Pewnie zauważaliście, że nie udzielam się na Waszych blogach i na stronach FB. To nie jest tak, że mam Was gdzieś i mnie nie obchodzicie.
Przepraszam. To nie tak.
Moja nieobecność i nieaktywność są spowodowane kolegą w głowie. 
Nie dość, że trudniej się poruszam i gorzej widzę, to od pewnego czasu ciężko jest mi się skupić na pisaniu i czytaniu, a jeszcze ciężej przychodzi mi mówienie; jąkam się, seplenię, źle wypowiadam słowa albo w ogóle ich nie mówię bo nie wiem, których użyć.
Jestem tym wszystkim przerażona, ale wszyscy mi mówią, że to co się teraz dzieje jest chwilowe i po odpowiednio zastosowanym leczeniu, (które już przechodzę), powinno wszystko wrócić do normy.
Przepraszam, że narzekam na swoje problemy zdrowotne, ale kwestia wyjaśnienia mojej nieobecności Wam się należy.
Obiecuję Wam, że w lepszych chwilach, gdy będę czuć się dobrze, będę pisać.
Przepraszam.
Mam nadzieję, że mój zmniejszony znacznik aktywności nie wpłynie na Waszą chęć czytania moich wypocin, bo może to dziwne, ale buduje mnie to, że tu jesteście.
Nie chcę Was zawieść, bo mam dla Was ogromny szacunek.
Zdaję sobie sprawę, że trudno jest czytać takiego popaprańca, a Wy to robicie i za to Was podziwiam!
Dziękuję, za wyrozumiałość i obecność, mimo, że guz pojawił się nagle.
Znienacka.

czwartek, 12 lutego 2015

Argument

Na czystej kartce rozrzucam litery z, których chcę ułożyć jego w mozaice marzeń.
Składam blask jego oczu, linię ust, kosmyk włosów.
Chcę go ułożyć, by poczuć.
Teraz słowa rozbiegają się - niespokojne.
Próbuję chwycić je w pół i przesunąć to w jedną, to w drugą stronę.
Jednak wymykają się.
Tak jak ten spłoszony pocałunek za dnia.
Zabrany.
Przestraszony.
Ten, który wydaje się nie istnieć.
Nie może istnieć, bo ja i on jesteśmy chorzy.
Ja i S. jesteśmy inni.
Choroba nie odbiera tylko zdrowia.
Odbiera też prawo do miłości.
Do miłości zakazanej, przypieczętowanej delikatnym pocałunkiem, przy jeszcze świeżo wypowiedzianych słowach "kocham Cię"!
Miłość podobno jest piękna.
Dlaczego nam ją odebrano?
Jest argument: Bo jesteście chorzy i tu koniec miłości, zaplątanej w kruchym odbiciu naszych zapatrzonych oczu.
Dla nas słowo Miłość to litery. Rozsypane przez innych. Niepoukładane przez chorobę. Niezrozumiałe przez społeczeństwo.
Argument: Bo jesteście chorzy.
Boli gorzej niż sama choroba, bo chciałabym kochać i być kochaną.

wtorek, 10 lutego 2015

Wyjątek w czasie

Trwała kilka dni.
Szczęśliwa chwila.
Została świadomość podpisanego paktu.
Nie mogę się poddać.
Aniołowie są wśród nas.
Fakt niezaprzeczalny.
Dzięki temu się uśmiecham i czekam aż przyjdzie maj.
Niezaprzeczalny fakt.
Maj już niedługo.
Kilka mrugnięć, oddechów,dni, nocy i rozmów.
Kilka tęsknot i wspomnień.
Potem będzie maj!
Fakt niezaprzeczalny.


Gosia ma piękną buzię bo na niej maluje się chęć rozmowy. Rozmawiamy dużo. Gosia promienieje.
Norbert robi naszyjniki. Patrzę jak jego ręce cierpliwie pracują, choć trzęsą się z powodu choroby. Norbert zagaduje i chyba polubił nasze poranne "I jak tam leci?", bo teraz pyta swoją terapeutkę, kiedy znów się pojawię.
Gabryś ma aż dwadzieścia jeden chromosomów co czyni go pięknym. Jego ukośne oczy zawsze będą malowały na jego twarzy uśmiech. Przybicie piątki z Gabrysiem jest cudowne i takie zaufane. Piękne i bezgraniczne. Prawdziwe i szczere.
Wojtek wszystkich kocha i to bez wyjątku. Kocha za nic. Tak po prostu zostałam nominowana jego ciocią.
Sylwia śpiewa naszą przewodnią piosenkę spotkania. Jest szczęśliwa. Gwiazda. Ma piękne marzenia.
Asia - moja Przyjaciółka - wspólne uśmiechy i łzy. Wspólne kawy i uśmiechy. Zapach jej dobroci wyczuwa się wszędzie.
Zuza - córka Asi - cudowna nastoletnia dziewczyna. Szczera i wartościowa. Ma lepiej poukładane w głowie niż przeciętny nastolatek. Cieszy mnie, że chce bym jeszcze do niej przyjechała.
Pani Ania - dyrektor - ale przede wszystkim wspaniały człowiek. I ten jej Anioł Dobroci dany od serca.
Andrzej - wokalista , terapeuta - wybiega w krótkim rękawku na mróz. Zaczyna grać na gitarze. Słyszę słynne "Halelujah" dla mnie. Zabrane do serca na zawsze.


Spotkałam.
Zaszalałam.
Wyjechałam.

Teraz wróciłam.

Wyjątek w czasie.
Szczęśliwa chwila.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Krawędź samotności

W samotności możesz sobie wymyślić zapach sąsiedniego domu i usłyszeć wesołe głosy dzieci obok Ciebie, choć w rzeczywistości ich tam nie ma.
W samotności do głosu dochodzą łzy, zamykając serce w rozpaczy.
W samotności możesz patrzeć na niebo, udając, że to nie sufit Twojego pokoju.
To wszystko zamyka ciasną ciszę.
Czasami...

Cisza...

Taki dźwięk wydaje pustka, nabrzmiała od samotnego oddechu, rozpostarta po kątach myśli jak mgła, rozrzucona na szklistym wybrzeżu łez...

Podobno nie można brzmieć w ten sposób.

A ja wiem, że można.

Dlatego chętnie usiądę na brzegu czyjeś samotności, by ten ktoś nie był sam w najtrudniejszym okresie swojego życia.

Czasem wystarcza czyjaś dłoń, by uratować drugiego przed upadkiem z krawędzi samotności.
Proszę Cię - nie zapominaj o tym.

środa, 28 stycznia 2015

Panel użytkownika

Kształt oczu określa nazwę użytkownika.
Przejrzystość podaje hasło dostępu.
Wilgotność synchronizuje nastrój.
Kolorystyka linkuje do ulubionych.
Przebarwienia aktualizują bazy ułomności.
Częstotliwość mrugania programuje pewność siebie.

Tiki szyfrują lęki...

Kształt moich oczu nie jest do określenia, bo są opuchnięte od płaczu.
Przejrzystości we mnie brak, bo trudno mi z kimkolwiek teraz uciąć sobie pogawędkę.
Wilgotność przekracza wszystkie normy, szczególnie wieczorami.
Kolorystyka prowadzi do usunięcia mojej osoby z ulubionych ludzi.
Przebarwienia pod oczami są tak widoczne, że aż strach na mnie spojrzeć.
Częstotliwość mrugania jest w normie, lecz mimo tego system padł od zalania łzami.

Tiki są coraz widoczniejsze i nie do powstrzymania.

Itd.
Itp.

Nieprzerwany strumień danych.
Chmura mnie.
Panel użytkownika zainfekowany depresją.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Strajk

O kroplę od deszczu...
O słowo od zdania...
O iskrę od ognia...
O myśl od decyzji...
Tyle mnie dzieli od podjęcia wyzwania.

Biorę się za pisanie scenariusza filmu o mnie i moim dziwnym świecie.

Pani Monika do, której napisałam w sprawie filmu, odpisała mi, że mnie podziwia za to, że chcę łamać stereotypy i mówić o swoich problemach, by pomóc sobie, że piszę o swojej chorobie, by pomóc innym.
A, ja podziwiam Panią Monikę, że chce mi pomóc dotrzeć do ludzi w formie filmowej.
Zapewne jeszcze długo będziecie musieli poczekać na rezultaty współpracy z Panią Moniką, bo przygotowanie takiego filmu to proces długofalowy, a i jeszcze każda z nas musi być w dobrej formie fizycznej i psychicznej.
A, u mnie z psychiczną stroną jest kiepsko.
W normalnym stanie ducha cieszyłabym się na plany, które chcę zrealizować w tym roku. Powiedziałabym, że są nawet ambitne jak na mnie.
Może za ambitne?
Niedawno się pocięłam, a już dawno tego nie robiłam.
Teraz próbuję złożyć się w całość, dlatego nie jestem zbyt aktywna w necie i w zwykłych rozmowach w cztery oczy.
Mam tyle ważnych spraw do załatwienia, tyle poważnych tematów do spisania.
Boję się, że przez ten "dołek" zawalę wszystko z czego NORMALNY człowiek nigdy by nie zrezygnował.
Boję się, że Pani Monika i Pan Jakub nie będą czekali wiecznie, aż obudzę się z depresyjnego letargu.

U mnie:
buro, ponuro i chmury monitorują mój wewnętrzny strajk.

A, przecież wystarczy spojrzeć w niebo, by dostrzec słoneczne promienie, które są ukryte pod warstwą ciemnych chmur.
Obecnie radość słońca zagłusza deszcz moich łez.

Strajk!
Chcę pracować nad tym co zaplanowałam!

niedziela, 18 stycznia 2015

Graniczne korki

Pytacie w prywatnych wiadomościach: co słychać w moim świecie?
Są korki na granicach wytrzymałości.
Jest ciężko.

Chyba nie zapłaciłam rachunku za prąd mojej głowie i dlatego teraz tak trudno o pozytywną energię w moim umyśle.

Obraz mojego uśmiechu cichnie bezgłośnie prosząc o przytulenie.
Nie chcę pocieszeń, że będzie dobrze, bo zgasło światełko i już przez dłuższy czas nie mogę znaleźć włącznika.


Gdy inni stali w kolejce po inteligencję czy urodę, ja stałam w kolejce po debilizm. 
W paczkach rozdawano klęski, porażki i życiowego pecha, a że były one w gratisie to załapałam się na tę okazję i wzięłam to wszystko w nadmiarze, biorąc prawie wszystkie egzemplarze i, gdy chciałam powrócić do marzeń to powstał korek na ulicy graniczącej z codziennym uśmiechem.

Więc stoję na granicy, w samochodzie mej głupiej głupizny.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Nicość

Milczę tak nakreślając trudny dla mnie czas.
Myślami niechcianymi rozrywam cieniutką niteczkę.
Wiem, że już się nie da wrócić, zawiązać jej z powrotem.

W pokoju drży światło i rozsypuje na milion kawałków złudne nadzieje na lepszą przyszłość.

Z każdą łzą wieczór się rozpływa, a każda z tych łez wpada w bezszelestną studnię wstydu i przerażenia.
Coraz bardziej.
Coraz głębiej.

Spadam w nicość, a w moich oczach gaśnie światło z roztańczonego pokoju.

Przepraszam, że istnieję.

czwartek, 8 stycznia 2015

Pytania bez odpowiedzi

Myślami otwieram kadry życia, które zrywając się, zadają mi ból.
Siedzę tępo.
Patrzę w ścianę.
I mam pytanie:
Czy to co zrobiłam dla innych będzie miało jakieś znaczenie?
Chyba nie.
Ciemność spowiła oddechem moje ramię.
A, ja chcę poczuć ciepło!

Powiedzcie mi:

Gdybym grała w masce przyklejonej do mojej twarzy za pomocą supermocnego kleju, to czy byłabym piękniejsza w Waszych oczach?
A, gdybym mówiła wszystkim, że moje życie jest cudowne, choć wcale w to nie wierzę, to czy bym zyskała Waszą sympatię?
Gdybym się śmiała na pokaz, bo tak wypada, bo ludzie tego chcą, to czy chcielibyście ze mną być blisko?
Gdyby moje słowa miały swój wzrok i uczucia i bezczelnie wpatrywały się w Wasze oczy, to czy byście dali polubienie na Facebooku?

Cisza odbija się od ścian mojej głowy.
Nikt i nic nie ma ochoty na rozmowę w sobie i dla siebie, a ja?
Ja tak bardzo kogoś potrzebuję.
Dziś.
Jutro.
Na zawsze.

środa, 7 stycznia 2015

LIEBSTER BLOG AWARD

Czym ja sobie zasłużyłam na wyróżnienie  LIEBSTER BLOG AWARD?
Pewnie znów komuś coś się podobało w moich gryzmołach?
A tym kimś jest autorka bloga Poziomkowe Wzgórze!
Dziękuję!
Postaram się wywiązać z tego wyzwania.
Czy mi się to uda?
Oceńcie sami!

Czym jest LIEBSTER BLOG AWARD?
Nominacja do Liebster Blog Award  otrzymywana jest od innego blogera w ramach uznania za “dobrą robotę”. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która nas nominowała. Następnie nominujemy 11 osób, które informujemy o naszej nominacji i zadajemy im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, od którego otrzymało się nominację.

Zanim odpowiem na pytania, które zadała nominująca mnie Blogerka, to ja chcę nominować następujące blogi:

Tamta Strona Lustra
Zakropkowani
Dziennik Miłosierdziem Pisany
Piękne Chwile
Magda i Marta
Na Ścieżkach Codzienności
Katarzyna MPD
W Porywach Szczęścia
Autoportret Odczuwalny
Inni Razem
Głupie Serce

Teraz zadam 11 pytań dla autorów powyższych blogów:

1. Dlaczego piszesz bloga?
2. Co daje Ci pisanie bloga?
3. Masz jakieś plany rozwojowe w temacie bloga?
4. Jakie jest Twoje największe marzenie?
5. Skąd bierzesz pomysły na notki na bloga?
6. Twoje ulubione zajęcie?
7. Twój ulubiony blog?
8. Wolisz wiosnę, lato, jesień,czy zimę?
9, Jaki masz sposób na odstresowanie się?
10. Czy chciałbyś wydać książkę stworzoną z Twoich notek blogowych?
11. Czy planujesz wystartować na Bloga Roku?

A teraz ja odpowiem a pytania zadane przez autorkę bloga, kóra nominowała mnie do tego wyróżnienia:

1.Ile wersji wpisu dzieli cię od pomysłu do publikacji? ( czy często poprawiasz wersje swoich tekstów?)
Czasami piszę "od ręki", a czasami układam sobie wpis kilka dni. Ten jest "od ręki" :-)
2.O jakiej porze najchętniej piszesz?
Nie mam wyznaczonej pory. Pisze, gdy najdzie nie tzw. wena.
3. Zima czy wiosna? ( co wolisz?)
Wiosna!!! Bez dwóch zdań!
4.W jakich okolicznościach wpadają ci do głowy najlepsze teksty?
Gdy coś się wydarzy. Takie naprawdę COŚ przez duże C.
5.Kawa czy herbata? ( dlaczego?)
Herbata. Lubię jej aromat. Ogólnie jestem uważana z herbaciarę!
6.Góry czy morze?
Morze!
7.Kot czy pies?….
Piesek!
8. Czy samotność z wyboru to egoizm?
Nie. Ne każdy czuje się szczęśliwy "z kimś przy boku".
9.Czy potrafisz cierpliwie wysłuchać innych?
Na szczęście to moja jedna z nielicznych zalet, które posiadam.
10.Czy za każdą przysługę należy się koniecznie zrewanżować?
Nie.
11. Czy  wierzysz w pecha?
Nie.
Czy dobrze wywiązałam się z zadania?
Oceńcie sami!
Teraz Wasza kolej!
Ja idę odpocząć!
Uff!

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Jeden moment

Lubię patrzeć na kolory pobrane z rzeczywistości i nimi żyć.
Lubię być blisko czyjegoś uśmiechu.

Od diagnozy czas się dłuży.
Podryguje
Zatrzymuje.
Rozpędza.
Biegnie.
Płynie.
Mknie.
Wszystko zmienia się i przybiera inny kolor.
Nic nie będzie tak jak przed.

Nie wiem co trwa mocniej:
świadomość, że nic nie będzie takie jak wcześniej?
A może...
Ostry ból głowy, który wyrywa Cię z upragnionego snu?

Dziś w spojrzeniu ludzi widzę smutki i niepokoje, a ja tak bardzo chciałabym widzieć w ich oczach tęczę, bo przecież to co ma być to będzie.
Smutek nie wyleczy mojej głowy, która i tak jest chora od jego ilości.
Ludzie obok mnie są, ale ich nie ma, bo boją się spojrzeć w moją twarz, tak jakby ten guz odebrał moje całe człowieczeństwo.

Dziś uleczy mnie:
Spojrzenie.
Uśmiech.
Gest.
Dotyk.
Objęcie.
Przytulenie.
Pocałunek.
Resztą się zajmą medycy.

Związek jet albo go nie ma.
U mnie guz jest powodem mojej depresyjności, więc związek już ma.

Sens zawsze jakiś jest, nawet teraz, gdy mam problemy z normalnym poruszaniem się.
Ciągnę nogę za sobą.
To tak jakbym sporadycznie zaczęła ciągnąć swe życie ku lepszej jakości.
No, bo jeśli wyleczą mnie i usuną guza, to jest szansa, że już nie będę taka Inna.
Może będę mniej nienormalna?
Sens więc w tym jakiś jest...

Nowy Rok i nowe nadzieje.

A, Ty Czytaczu mój drogi też uwierz w lepsze jutro Nowego Roku, bo wszystko może zmienić:
Jedna godzina.
Jedna minuta.
Jedna sekunda.
Jedna chwila.
Jeden moment.

I uśmiechnij się do mnie!
Proszę!