niedziela, 28 września 2014

Pauza

Pobyt u Przyjaciółki.
Dzień po ataku.
Jesteśmy na jednym z dużych, miejskich blokowisk - tu mieszka Przyjaciółka.
Idziemy szybszym krokiem, by kupić bilety na tramwaj.
Wchodzimy do przydrożnego spożywczaka, gdzie te bilety są dostępne.
Kiedy kupiliśmy te małe karteczki, które są przepustką do tramwaju, Przyjaciółka oznajmia, że zapomniała czegoś z mieszkania.
Idzie.
Ja zostaję i rozmawiam z przesympatyczną ekspedientką.
Nagle wchodzi młoda - wydaje się, że młodsza ode mnie kobieta:
- Pierogi z grzybami poproszę.
Ja, oczywiście, myśląc, że to uczennica z pobliskiej szkoły, zagajam:
- Mama przysłała po zakupy na obiad?
Dziewczyna delikatnie wypuszcza uśmiech w obieg:
- Nie, kupuję je dla mojej córeczki, która jest w szpitalu, tu obok - wskazuje palcem drogę do... hospicjum. Szpital był w innym kierunku.
- Aha. A, co jest córeczce? - pyta ekspedientka i chyba nie zarejestrowała faktu, że palec tej kobiety, nadal kierował się w stronę "szpitala".
- Guz pnia mózgu, nieoperacyjny - odpowiada jakby recytowała coś z przymusu.
Jej oczy wyrażały cały ból, a moje wylały kilka łez. Nie mogłam się powstrzymać.
Kobieta mówi dalej:
- Choroba zaczęła się rok temu. Teraz jesteśmy tu, w ho... szpitalu - jej zająknięcie wyrażało więcej niż tysiąc innych słów. Nie może pogodzić się z tym, że jej córeczka leży w hospicjum i nie umiała tego miejsca nazwać "po imieniu" jakby się bała, że gdy wypowie to słowo, jej świat od nowa się rozsypie na maleńkie drzazgi.
- ...ma 4 latka...
Jakieś zdanie uciekło mi w między czasie.
Zawiesiłam się.
Życie wdusiło pauzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz