Znów siedzę sama w pokoju.
Siedzę i muszę odpocząć od uśmiechania się.
I siedzę.
I myślę.
I stwierdzam, że szkoda mi czasu na wszystko co nie jest pisaniem i życiem.
Czasami udaje mi się trafić klawiaturą w słowo, a czasami je schrzaniam, skreślam, porzucam.
Wtedy też wszystko jakby traci sens.
Zastanawiam ile razy mogę upadać i się podnosić? Ile razy mogę dawać sobie szansę na lepszą mnie?
Tylko raz? Raz po raz? Ileś razy? Razy życia?
Mierzę się z moją ciemnością wytrwale, ale najlepiej wychodzi mi to o świcie, gdy jeszcze nie docierają do mnie pustostany moich słów, marzeń i złudnych nadziei.
Pociesza(cie) mnie, a ja jestem trudna do zniesienia, bo nadal stawiam swoje kategorie siebie na tym blogu. Jestem trudna i doceniam Wasze starania, aby zmazać efekt moich czerwonych oczu.
Doceniam.
Obecnie moja dusza jest zakneblowana jednym zdarzeniem minionych latorośli.
Przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz