sobota, 4 lipca 2015

Milczący telefon

Na pewno nie raz obiła Wam się o uszy ta historia.
Pewnie niektórych to męczy, że ciągle się mówi o tej tragedii.
Może za szkłem Waszych okien nie sączą się wspomnienia bo co się stało to się nieodstanie.
A ja nie mogę...
Nie mogę przemilczeć.


Dominik - chłopiec, którego psychika już nie wytrzymała.
Chłopiec, którego serce silne, złamało się na pół.
Chłopiec, którego życie trwało za krótko.
O całe życie za krótko, bo tak sprawili ludzie siedzący po drugiej stronie monitorów. Anonimy, bez serca, uczuć i szacunku postanowili zadrwić z tego chłopca bo ubierał się tak, a nie inaczej, bo być może nie tak się spojrzał, nie tak uśmiechnął.
Nawet po jego śmierci. Zaznaczymy. Samobójczej śmierci, internetowe potwory nadal z niego drwiły.
Dla tego chłopca perspektywa zaczęła się zaginać, a ból wyostrzać w napisanych słowach w Internecie.
Dlatego się powiesił...


Ja też zawsze byłam inna.
Cicha.
Śmieszna.
Głupia.
Niedorozwinięta.

W szkole dzieci się ze mnie śmiały, a ja tak bardzo chciałam się z kimś zaprzyjaźnić.
Niektórzy nauczyciele skreślali mnie już na wstępie, tylko dlatego, że byłam zawsze słabsza od innych w nauce.
Kiedyś nie było takiego dostępu do sieci.
Wyśmiewano się ze mnie za pomocą darcia zeszytów, niszczenia moich rzeczy, wyśmiewania moich niedomagań.
Tak po prostu robili bo jak sami mi zawsze tłumaczyli: to nam sprawia radość.

Potem liceum.
Magia Internetu.
Cud Naszej Klasy Facebooka.
To na tych portalach moi oprawcy mogli naprawdę się na mnie wyżyć! 
I robili to!
Z resztą do dziś jeszcze się spotykam z drwinami na własny temat.

Kilka razy próbowałam się zabić.
Pierwszy i drugi raz były to tabletki.
Trzeci raz podcięcie żył.
I czwarty raz, gdy znów chciałam w ten sam sposób odebrać sobie życie, zostałam przyłapana na gorącym uczynku.

Za każdym razem pisałam list.
Pożegnalny.
Za każdym razem byłam uratowana, a listy doszczętnie raniły moich najbliższych.

Pamiętam, że gdy zgłosiłam sprawę na policję to mnie wyśmiano i powiedziano, że jak mi tak źle to mam wrócić do szpitala psychiatrycznego się podleczyć i sprawę umorzono.


To wszystko piszę nie dlatego, by wywołać litość.
Nie piszę mi się o tym łatwo bo chcę o tym zapomnieć.
Jednak historia Dominika skłoniła mnie do wspomnień i do tego by napisać, że każdy nosi w sobie mnóstwo krawędzi. Może nie zawsze tak ostrych jak te Dominika, ale każdy na pewno ma jakąś ich sumę.
Piszę też po to, by powiedzieć, że świat po drugiej stronie monitora to odległe, mgliste wspomnienie normalności.
Normalność...
Normalność?
Czym jest normalność?
Normalność to takie względne pojęcie...

Milczący telefon.
Cóż powiedzieć Matce Dominika?
Ja tylko powiem: wiem co przeżywał Pani Syn bo ja sama poznałam smak drwin kolegów ze szkolnej ławki i niech Pani mi wierzy - teraz chciałabym być z Panią i zwyczajnie trzymać Panią za rękę.

3 komentarze:

  1. Wspolczuje.Ale nie miesci mi sie w glowie,ze moze byc tyle zla i podlosci w mlodym czlowieku.Dopadla bym tych sprawcow i sama wykonala wyrok,gdyby to dotyczylo mojego dziecka.Niestety,takie czasy,ze tak trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko, czy ci młodzi ludzie tą podłość biorą sami z siebie? Jakoś nie wierzę... Co się dzieje z naszymi rodzinami?!

    OdpowiedzUsuń
  3. miałam podobnie gruba w okularach mama nauczycielka cokolwiek powiedziałam było przekrecane każde przejęzyczenie moje wywoływało historie wyssane z palca na mój temat... teżpróbowałam popełnić samobójstwo, tabletki, dwa razy wisiałam na drzewie i za każdym razem ktoś mnie ściągał... potem każdy problem to było cięciesię to sprawiało ulgę.... niesamowite teraz jestem mamą 2 synków zaraz przyjdzie na świat 3 synek a mogło ich w ogóle nie być... Bog ma dla nas plan podobno doświadczenia daje takie byśmy mogli sobie z nimi poradzić.... nie było łatwo ale jakoś dałam jakoś zyje a teraz nawet nie myślę o cięcu czy innych rzeczach bo mam dla kogo żyć...:D Niestety ludzie bywają okrutni....

    OdpowiedzUsuń