piątek, 6 marca 2015

Paradoks

Siadam i rozmawiam, by uleczyć ten kawałek rzeczywistości do, którego wdarła się choroba.
W tomach prawdziwych rozmów płynących przez szpitalny korytarz światopoglądu, uwielbiam żyć tymi opowieściami, co tworzą nadzieję i siłę dla innych.
Dla mnie też.
I dla Was też.
Życzę tego Wam.
I sobie.


Jestem tu i staram się zdrowieć i ozdrawiać atmosferę wokół. 
Tu potrzeba mówić, a nie płakać. 
Przecież łzy tu nie wystarczą. 
Wie o tym Patryk. 
Ma 19 lat. 
I raka - tak na doczepkę - jak sam mówi. 
Siedzimy koło windy. 
Bliżej wyjścia.
Bliżej zdrowia. 
Tak ma być! 
Musi być ozdrowieńcem! 
Nie zawsze jednak jest mu łatwo. Najgorzej jest gdy dopadają go stany depresyjne.
- Nie chce mi się wtedy żyć - mówi.
Spoglądam w jego brązowe oczy. On dopowiada:
- Miałem dziewczynę. Olała mnie, gdy dowiedziała się, że mam guza w nerce. Wtedy pierwszy raz się pociąłem - pokazuje mi ślady na nadgarstkach.
- Ale jest coraz lepiej... I to dzięki temu, że tu jesteś.
- No, co za paradoks. Zawdzięczam to naszej Pani Agnieszce, psychoonkolog - Patryk nagle się ożywia - Zawsze mogę z nią pogadać. O wszystkim. Nie koniecznie o raku. Super babka.
- Ale na początku nie chciałeś do niej iść...
- No nie... Ale wiesz. Ja facet jestem!
- I co z tego?!
- Myślałem, że sobie sam poradzę - spuszcza głowę, zamyśla się. Już chciałam coś powiedzieć kiedy dodaje - Znowu zaczynam kochać świat! 
- Zgadza się! Przecież płonie nam horyzont!


Pani Halinka nie myśli o raku. 
Jest chora. Trochę zmęczona. 
Ale chce rozmawiać i chce herbatę, którą idę zrobić z niemałą przyjemnością.
Pani Halinka przypomina mi moją Babcię i to nie tylko przez pryzmat choroby na, którą zapadła.
Moja rozmówczyni mówi delikatnie. 
Jej słowa tulą, łagodzą, koją. 
Nie bolą, choć ona sama już bardzo wycierpiała.
Szkicem zaledwie, lekką kreską zaczyna opowiadać:
- Zachorowałam i dobrze się stało, bo w rodzinie się ułożyło. Już moje dzieci takie kłótliwe o majątek nie są.
Pomyślałam: kolejny paradoksalny, zmieniający coś na lepsze, przypadek z rakiem w tle.
Gdy mówi o dzieciach i domu to widać, że, w tym wszystkim majątkiem są jej serce i oczy, które teraz są zasnute wspomnieniami wcześniejszych wydarzeń.
- Przewróciłam się. Myśleli, że osteoporoza, a tu rak. Kości zaatakował. 
- Mówi Pani o tym tak spokojnie...
- A co mam zrobić, dziecko? Czasu się nie cofnie. Trzeba żyć, albo i nawet umierać.
- No co też Pani mówi! 
- Tak, dziecko. Nie ma co się buntować. Byleby było godnie i w zgodzie z rodziną.
Zamilkłam, bo nie potrzebne są słowa, gdy białym śladem na błękicie nakreślone zostają największe emocje. 
- Jest Pani... pogodzona z chorobą? - pytam i biorę ją za rękę.
- Tak, dziecko. Teraz mogę dać tylko miłość.
Potem mnie przytula i w ten sposób daje to najgłębszy wyraz formy prostej i złożonej naszej rozmowy.


W kupie siła. 
I tak ma być. 
Lubię się uśmiechać, nawet gdy płaczę.
Teraz mamy Carpe Diem i to się liczy. 
Soni niebieski.
Mój żółty.
Niebo.
I słońce.

Paradoks?

11 komentarzy:

  1. Żaden paradoks, Ty jesteś jak słońce, a Twoje słowa to promyki ogrzewające każde serce

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem podejścia tych ludzi do życia. Kurcze aż się odzyskuje chęć do życia po przeczytaniu tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amelio, właśnie miałam zamiar dać Wam siłę. Na przekór.

      Usuń
  3. Trudna, piękna rzeczywistość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo - to Ty z Synem ukazujecie piękną inność inności!

      Usuń
  4. U mnie rak, o dziwo, też zmienił na lepsze coś w rodzinnych relacjach. Czasem potrzeba dostać policzka od losu, żeby spostrzec coś ważniejszego od trwających konfliktów. Grunt to wyciągać ze wszystkiego co nas spotyka jakąś lekcję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to tak trochę dziwnie się potoczyło bo wykruszyło usychające pędy rąk niby-lubiących mnie ludzi.

      Usuń
  5. Dwaj dziadkowie zmarli mi na raka, długo nie mogłam się z tym pogodzić. Jednak taka już jest kolej rzeczy. Dziadkowie moi byli pogodzeni z chorobą, kochaliśmy ich, bo dawali tyle ciepła. Gdy ich zabrakło czasem w rodzinie u mnie jest coraz gorzej, lecz w końcu rodzina... co nie?
    http://dziennik-ali.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Od chorych osób często możemy się wiele nauczyć...
    Życzę jak najwięcej uśmiechów- na Twojej twarzy, ale i twarzach wszystkich, których spotykamy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tworzysz coś wspaniałego, coś więcej niż blog!!! Bardzo fajnie piszesz - mądrze, autentycznie, lekko...chce się Ciebie czytać. Będę do Ciebie zaglądać, bo zwracasz uwagę na rzeczy naprawdę ważne. Jesteś bardzo potrzebna zarówno ludziom zmagającym się z chorobami jak i ludziom całkiem zdrowym. Jesteś potrzebna temu światu!

    OdpowiedzUsuń