Boję się czasami moich myśli dziurawych, popękanych i pustych.
Takich, wiecie, niemoich i wyciętych ze mnie.
Te myśli niszczą mój świat bez zasłonięcia pękniętych żaluzji moich złudzeń, że tego nie widać.
We mnie rozmazał się obraz i kawa już nie ta sama.
Nigdy do końca nie będę zdrowa, bez lęków i nie swoich czynów.
Boję się.
Jutro wizyta u psychiatry, która postawi pod ścianą mnie i albo skarze na zamknięte drzwi lub silniejsze proszki pełne gorzkiego smaku nie życia.
Wydaje mi się, że jestem niczyja choć wokół dobrych ludzi mnóstwo.
Żyję tak jakby mnie nie było tylko co jakiś czas wybucha petarda raniąc najbliżej stojących za mną murem ludzkich rąk.
Mimo tej miłości jestem nadal taka wpół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz