czwartek, 31 lipca 2014

Błąd w samej sobie

Z jakiegoś powodu wszystko się popsuło za pomocą mnie.

Tak długo pracowałam nad obrazem siebie, a teraz inni nie chcą bym używała siebie w ich towarzystwie.
Ludzie chcą być pewni, że zanikam w ich pamięci. Chcą bym zniknęła. I mówię tu o tych, którzy uważali się za moich przyjaciół, a ja łapczywie łapałam ich za ręce by nie utonąć w długim dźwięku samotności.
Miałam bowiem nadzieję, że te ręce nigdy mnie nie puszczą i nie polecę w dół.

Kiedyś byłam ciężarem dla samej siebie, a teraz to inni muszą mnie dźwigać, nie pytani czy tego właśnie chcą.
Jestem błędem samej w sobie.

Przemijam w tej chwili.

Nie mam nastroju i osobowości poza językiem w, którym istnieję i przepadam, milcząc.
Nikt nie chce słuchać bo mój język nie służy do życia.

Jednak, gdy nie piszę to unikam samej siebie. Unikam marzeń, które coraz bardziej zacierają się, znikają, milkną, przechodzą w fazę nieobecności.

To już przerabiałam.
Potrzebę pisania do samej siebie, skoro nigdzie indziej mnie nie znajdziecie.

Moje pisanie nie nadaje się do mówienia.

Moje marzenia nie nadają się do spełnienia.

Ja sama nie nadaję się do życia.

środa, 30 lipca 2014

Bezkształtny kolor smutku

Szarość egzystencji przygniata, ciąży, jak kosz pełen twardych, niedojrzałych jabłek. Jabłka wyślizgują mi się z rąk, nie dają się ugryźć, a nawet, jeśli się jakieś uda ugryźć, to kęsy stawają w gardle. Lepiej byłoby od razu je wyrzucić, nie dźwigać, nie próbować, poddać się. 

Melancholia, jak garb przeznaczenia - przytłacza. 

Pretensja nie odstępuje mnie na krok. 

Beznadzieja karmi mnie codziennie, przy śniadaniu, na które przygotowuję płatki z mlekiem, na obiad, gdy jem zupę owocową, na kolację, gdy zajadam się świeżym chlebem.

Smutek jest ciemno-szary, gęsty i lepki.
Rośnie powoli.
Pnie się do góry, podobny do wiotkich kwiatów powoju, by następnie wejść łagodnie w nic nie przeczuwające oczy, a później głębiej...
Otacza serce.
Wypełnia ciało, jak chłodny strumień, zmieniając się w tysiące kryształków, mrożących szpilek i później już na kształt lodowego, szybko-rosnącego bluszczu wrasta w duszę. 

Próby otrząśnięcia się z takiego szarego stanu są daremne, ponieważ brakuje źródła światła. Oczy karmione szarością, smutkiem i melancholią, przemieniają się w szkliste, płytkie jeziora, po których pływają szare łabędzie łez.  

Melancholia niedługo zawładnie mymi dłońmi. Nie będę mogła znaleźć w sobie sił, by nimi poruszać. 

Nad moim życiem panuje ten odcień szarości, który w spektrum znajduje swoje miejsce tuż przed czernią. 

Czuję, że melancholia mojego serca i duszy drąży mnie i zabija. Wiem, że gdy przyjdzie chwila, kiedy nie będę miała w sobie żadnej iskierki nadziei na światło, utonę w smutku. 

Często słychać plusk pływających szarych łabędzi smutku, które ciemność zamieniła w bezkształtny, czarny, dziwnie kojący dźwięk. 

Ciężar staje się nie do zniesienia. 

Mija czas. 

W końcu zrobi się cicho. 

Noc, bazaltowa, najciemniejsza, jaką moglibyście do tej pory widzieć, przyszła w jednej krótkiej chwili. 

Chmura w sercu pęcznieje.

Oczy za bardzo bolą, żeby płakać.

Chcę by skończyły się łzy. 

wtorek, 29 lipca 2014

Tabula rasa

Jestem wciąż inna, lecz taka sama.

Żegluję w pustce, nieustająco potykając się o słowa. Nie wszystkie mają sens, a czasami są wręcz niepoprawne, nie odpowiednie do obrazu dnia.
Potykam się, krzyżując gesty, czasem myśli...
Wybiegając na przód, chcę złapać słońce, nie tylko dla siebie, ale i to czasem mi się nie udaje.

Moja koleżanka - Dorotka - od dziś wie, że jest chora. Ma białaczkę.
Odebrałam telefon od jej męża. Słowa uwięzione, nie umiały znaleźć ujścia. Potem ciche łzy.

Tabula rasa. Pusta kartka. Zapis milczenia.

Wpisuję własne uczucia w nierzeczywistość spoza.
Jesteśmy w zbyt różnych ramach okalających ciemność.
Ja jednak nie próbuję wytłumaczyć świata bo nie umiem.
Ślady sprzed są zmieszane z innymi. Ślady sprzed przetrwają by powrócić po.

















Nic nie jest niewytłumaczalne niczym.
Jestem pewna, że wygrasz Dorotko.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Tęskno ta nie-możliwa

Powróciłam z podróży. Bilet nie był dobry, bo nie było wiele śmiechu.
Powróciłam, a ze mną powróciły myśli. Te niechciane myśli.
Znów nie chce mi się być sobą. Nie chcę swego ja. Chciałabym móc się oderwać.

Chciałabym być ptakiem, który powraca do gniazda po długiej podróży. Zawsze mile widziany, oczekiwany, kochany przez ludzi i wiosnę...

...Albo...

...Być rannym żołnierzem, którego witają domownicy z wielką tęsknotą, radością, tkliwością, miłością i ufnością. Nigdy nie zapytany ile złego uczynił...

... A to tylko marzenia...

Teraz jestem ja.

Ja i miejsca do, których powrotów już nie ma.

Ja i dym z popalonych mostów co drażni załzawione oczy.

Ja i czas co każe tęsknić.

I myśl.
Jedna mała myśl: Za późno.

sobota, 26 lipca 2014

Niewypowiedziany krajobraz

W krajobrazie ludzkich słów przeglądam się codziennie. W zapachu chwil jednak nie czuję radości z przebywania ze mną.

Mijam przechodniów, spoglądając na nich ukradkiem. Czuję się jak złodziej okradający ludzkie twarze.

Oglądam wystawy nieobecnym wzrokiem, szukając w nich czyjegoś odbicia. Łudzę się, że ktoś stanie obok, ze zrozumieniem wypisanym na swej twarzy. I powie... Jesteś potrzebna. Twoje życie ma sens.

Dziś jestem poza domem, w innym miejscu i czasie, lecz ludzie są ci sami. Mijam ich bezszelestnie i zza zapłakanych powiek chcę widzieć kogoś, kto mnie przytuli.

I widzę.

Widzę...

Widzę, gdy zasypiam.

czwartek, 24 lipca 2014

Pociąg bez planu podróży

Koleje losu najczęściej jeżdżą bez rozkładu jazdy...



Koleje losu bywają szalone, wsiadając do tego pociągu - nie wracasz.
Siadając w przedziale nie znajdziesz drogi powrotnej.
Koleje losu nie mają jednakowej trasy, drogi są przeróżne...








Jutro wyjeżdżam na kilka dni, zapomnieć, zgubić się w czasie.

Koleje losu mają przeróżne bilety.
Jutro kupuję tylko ten najlepszy - na uśmiech.

środa, 23 lipca 2014

Stop klatka

Stoję w oknie, widać tylko mój prawy profil, ciemne włosy - nieuczesane - jak myśli. Za oknem inne domy, bloki, inni ludzie. Na parapecie obok doniczki z kwiatkiem zeszyt, a w nim napisane: "Tęsknię" i nic więcej. Życie kręci kolejną scenę samotności.







Zbliżenie na ekran, napisy.
Wczuwam się bardzo bo wszystko przeżywam na nowo, na wskroś, boleśnie.







Postanawiam wyjść na zewnątrz, lecz życie z kamerą biegnie by kręcić dalej akt mojej samotności. 
Ludzie są, lecz ich nie ma. Jestem niewidzialna. 
Tylko dzieci, bawiąc się, wpadają raz po raz na wózek z kamerą. 
Robią miny, wygłupiają się, jednak ja się wcale nie uśmiecham.

Chciałabym tylko by życie przestało kręcić. Chciałabym by nastąpił koniec filmu, zgasło czerwone światełko...

Stop klatka.
Ciche wspomnienie nie mnie.

wtorek, 22 lipca 2014

Telefon nie do usłyszenia

Roztargane myśli porywa wiatr wspomnień. Marzenia odbiera rzeczywistość. Ból krzyczy by wypuścić go wolno. A ja gonię to co jeszcze mi zostało, choć nie zostało mi prawie nic.

Poranek zwykły, szary, codzienny, a jednak coś się wydarzyło.
Dźwięk telefonu domowego przerywa moją medytacyjną udawalność istnienia dla nikogo.

- Tak słucham?
- Cześć Pestka! Czemu nie przyjechałaś do nas w tym roku? - słyszę rozczarowany głos Agaty.
Milczę bo co niby odpowiedzieć. - Dlaczego nie przyjechałaś?! Spróbuj na drugi rok, przecież musimy się spotkać! - Koleżanka widocznie nie wie co się ze mną dzieje i stara się wcisnąć kit jaka to niby jestem utęskniona przez zapomniane grono (nie)koleżanek z dawnych imprez z kategorii "było minęło".
- Kiedyś na pewno się spotkamy - odpowiadam, choć tego słowa "na pewno" nie słychać w moim głosie.
- Musisz przyjechać i już! A może spotkamy się w Bydgoszczy w grudniu tego roku? 
- Nie wiem.
- Co Ty taka dziwna jesteś?
- A kiedy Ty ostatnio do mnie dzwoniłaś? Pytam bo już nie pamiętam... - mówię i odkładam słuchawkę bo nie widzę sensu by dalej ciągnąć tą niby-na niby -konwersacje.

Pibibim - pibibim.
SMS.
Ty to jednak dziwna jesteś. Nie rozumiem Ciebie. Wmawiasz sobie depresję byle tylko mieć jakąś wymówkę. Jak Ci się odwidzi - napisz. Zadzwonię. - Agata.

Nikt nie musi dzwonić bo po co? By słuchać moich wymówek, wymówek niby-na niby depresję.

Ludzie myślą, że problemy, które mają ludzie z takimi zaburzeniami, to żadne problemy. Myślą, że to wymówka, karta przetargowa z życiem, nic nieznaczący epizod.
Tylko skoro tak jest to dlaczego większość stawia krzyżyk nad istnieniem takich osób jak ja? Dlaczego wyrzuca się nas poza nawias społeczeństwa?

Przecież wystarczy wziąć pigułkę szczęścia zwaną antydepresantem i żyć tak jakby nic się w życiu nie stało.

Tylko dlaczego nie mogę znaleźć pracy, pojechać do sanatorium, być dla kogoś kimś?

Jeśli znasz odpowiedź na te pytania to zadzwoń do poradni "Telefon nie do usłyszenia".
Powodzenia.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Przestrzeń myśli

Niewypowiedziane myśli. Zamknięte. Tańczą w głowie.
Emocje i uczucia. 
Chcą odfrunąć jak ptaki puszczone na wolność.
By nie czuć nic.
Lecz czuję ten ból, istotę mojego istnienia. Niechcianą. Ale jestem. 
Ty też jesteś. Wiem o tym i nie zapomnę powiedzieć: dziękuję gdy nadejdzie pora odlotu moich czarnych ptaków, latających nad mym sercem. Przyczajonych by zranić do głębi.

Ma choroba to więzienie z przysłoniętym oknem.
W tym więzieniu nie ma widzeń oraz rozmów. Bo ludzie boją się rozmawiać. 

Jednak to co piszę dociera do serc niektórych ludzi.
Wiem to.
I wiem też, że jest sens w tym by uwalniać litery spod nacisku klawiatury po to by pofrunęły w świat recenzji, jak białe gołębie naznaczające zrozumienie. 

Gosia - świat recenzji sprawiła, że jesteście. 
Dziękuję Wam z całego serca.

niedziela, 20 lipca 2014

Placek i kakao

Klik, klik, klik.

E-mail.
List pełen ciepła i zrozumienia, daje głaski i radochę! 
Autorką jest Ania K. 
Aż łzy w oczach stanęły ze wzruszenia. 
Ktoś rozumie...
Chce.
Jest.

Blog.
6 obserwatorów. 
Zaskoczenie!
I myśl: ktoś jednak chce czytać o temacie tabu. 
Blogowanie ma sens. 

Lubię to!
I tu też zaskoczenie. 
Wchodzę na fanpage bloga, a tam już 12 polubień.
Kolejny dowód na to, że o takich problemach warto rozmawiać, że warto pisać, mówić, nie bać się. 
No żę żę i tak bez końca to żę!
Żę po prostu warto.







Chciałam by ten blog był czytany, krytykowany, lubiany i masz ci babo placek!
Ale dobry ten placek! 
A do tego kakao! 
Bo-że mnie zatkało!










Dzięki Wam za obecność! 
Ciumkam! 
I idę pić...
...Herbatę.

piątek, 18 lipca 2014

Bezsiłek

Ładna pogoda.
Nie pada.
Lato w pełni.

A u mnie?

Nagromadzone deszczowe chmury.
Jednak nie pada.

Słyszę:

- "Kochana, nie trać nadziei. Kiedyś ktoś zrozumie." - To słowa Beatki. Mojej koleżanki, która sama jest chora.
Udaję, że nie słyszę.
Wolę milczeć.
- "Proszę Cię. No nie możesz się poddawać!" - przekonuje dalej.

Odwracam się.
Spoglądam w bezkresny błękit jej ufnych oczu i nic wyczytać nie mogę poza głębią smutku.
Podchodzę.
Mówię.

- "A co zrobić jeśli bezsiłek wchodzi Ci w tyłek?"

Uśmiech.
Jej.
Mój.
Uśmiechamy się razem.

Już teraz wiem, że dziś nie spadnie deszcz.

czwartek, 17 lipca 2014

Okno

Drepczę w miejscu.
Nic więcej nie ma.
Pustka.
Znów czuję się źle.
Płakałam.

W okna pokoju skrada się bezradność. Słyszę jej kroki i drwiący śmiech.
Bezradność i ja. Ja i okno. Okno, bezradność i ja... Okno. 
I tak w kółko.

Jestem już tym zmęczona i pewnie świat też ma mnie dość.
A jednak...
Chciałabym znów otworzyć okno na ten świat.

Może ktoś znajdzie klucz.
Czekam. 

środa, 16 lipca 2014

Złudzenie

A jednak słowa dziś nie były ważne.
Były pyłkiem, zgniecionym papierem na, którym zapisana była historia mojej nadziei.
Jakże złudna ta nadzieja.
Łudziłam się: że ktoś zrozumie, pocieszy, pomoże.
Łudziłam się, że teraz będzie tylko lepiej.
Teraz już złudzeń nie ma.
Nie ma też słów, które wydawały mi się ważne.
Był za to drwiący uśmiech i drwina osoby na, którą tak bardzo liczyłam.
I znów się zawiodłam.

Teraz jest pokój, komputer.
Klik, klik, klik.
Dla kogo?
Nie istnieję.
Istnieję.
Wszystko zlewa się w jedno.
Potok łez.

Moje życie to tylko złudzenie.

wtorek, 15 lipca 2014

Dwa

Napiszę dwa słowa:
Boję się!
Dziś tylko tyle bo boję się i już.
Dwa słowa.
Mało.
A jednak wiele.
Dwa krótkie słowa.
A oddają to wszystko co się dzieje w środku mnie.
Milczę.
Czekam.
I już nic nie mogę zrobić.
Tylko mieć nadzieję.
Tylko w moim przypadku nadzieja nie wiąże się z niczym bo zamiast niej wciąż gramoli się strach. I rośnie do niewyobrażalnych wymiarów w mojej wyobraźni.
Słowa.
Jutro będą ważne.
Dziś spróbuję zasnąć.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Wiel-BŁĄD-owy problem

Słowom nie pot­ra­fię na­dać kształtu, pióro tnie cien­ki papier roz­bryz­gując at­ra­ment - jak krew.


Owy bo wielbłądowy problem gryzie mocno w głowę, oj gryzie...

Nieprzyjemne to jest.
Ten ucisk.
I myśl: "należy ci się"!
Następnie chcesz poczuć ból fizyczny - byle mocniejszy niż psychiczny.
Rach, ciach.
I tak kilka razy.
Do czerwonego znaku.
I szczypania.
Cholera!
Pocie-łam się!
Ale...
Poczułam ulgę.
Cholera.
Dlaczego wciąż muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem?!
No dlaczego?
A może nim jestem?!

Klik, klik, klik.
Więcej nic.
Ból.
Strach.
Szczypanie.
Ulga.

Pomaga na chwilę, krótką metę, a mówią, że wielbłądy długo trzymają wodę w swoich garbach...
A, ja choć się garbię z lęku i wstydu, wylewam swoje łzy.
Może dlatego jestem Wiel-BŁĄD-em?! Błąd... Jestem błędem życia i może właśnie w tym tkwi mój Wiel-BŁĄD-owy owy problem?

niedziela, 13 lipca 2014

Krawężnik

Zna ktoś sposób jak wykrzyczeć na zewnątrz swoje wewnętrzne cierpienie?

Miotam się cały dzień. Łza za łzą gonią moje roztargane myśli.
Jedno słowo.
Lęk.
I nic więcej.
Cisza.
Cisza przed burzą, która zaraz rozpęta się w mojej głowie.
Na zewnątrz pozory.
W środku ból.
Tylko obolałe ciało.
Głowa.
Wymiotuję...


Nie znam sposobu by ukoić ból i łzy. Nie umiem zwalczyć samotności. Nie umiem podnieść się na jezdni, wyrzucona znowu poza chodnik przez innego człowieka bym nie mogła próbować wrócić do społeczeństwa.
Dlaczego?!
Dlaczego nikt mi nie pomoże unieść stopy na krawężnik?

piątek, 11 lipca 2014

Powiedziałam A...

...to muszę teraz powiedzieć BE...

...I nie ma już odwrotu...
Szargają mną różne uczucia, ale przede wszystkim lęk i ogromna panika, pt: "w co ja się wpakowałam?!"
Czeka mnie teraz bardzo trudny okres. Będzie to czas złych wspomnień, łez i bólu. Będę musiała dać się złapać w szpony przeszłości i przebrnąć przez potężny kataklizm mojego potarganego życia.
Czy oby dobrze robię? Podjęłam dobrą myśl i prawidłowy kierunek?
Nie wiem.
I się boję.
Tak po prostu się boję.
Chciałabym cofnąć czas, ale tak się nie da, więc muszę brnąć do przodu, niewyraźnie i pod prąd, czasem wręcz wbrew marzeniom.

Chciałabym wydać książkę, zostać pisarką i przekuć złe w coś dobrego.
Chciałabym powiedzieć nie tylko A i dopowiedzieć B ale napisać też książkę o swojej chorobie od A-Z.

wtorek, 8 lipca 2014

Przegrałam życie

Palącym spoj­rze­niem łapię nieświado­me swej wa­gi wyznania,tęskniąc za tym, co ukryte, między wier­sza­mi i na marginesie...

Wzięło mnie na wspominki. Przeglądałam stare fotografie i dostrzegłam na nich uśmiechniętą, naprawdę szczęśliwą dziewczynę. Nie chce mi się wierzyć, że to byłam ja. Te czasy wydają mi się takie nierealne i bardzo odległe. Czy to naprawdę mogłam być JA?



Dzisiejszy mój świat nie buduje się na bazie sukcesów i radości. Dziś jestem chora z przerażenia co czeka mnie w domu, smsie, telefonie, komputerze i ulicy.
Dziś życie mnie przeraża, a jednocześnie ciągnie mnie do przeszłości, która naprawdę była wspaniała! Tylko dlaczego DOPIERO teraz umiem docenić to co miałam, co straciłam.





Straciłam wszystko, przegrałam życie i cholernie się tego wstydzę!
Wstydzę się siebie, choroby, lęków i depresji.
Dziś dla mnie życie jest zbyt skomplikowane.

Może kiedyś powrócą dobre dni, ale nie dziś, nie jutro... Tylko czy ja mam siłę nadal walczyć o siebie.

Dostałam dziś meila z zapytaniem jak radzić sobie z depresją. Trudne pytanie, ale postaram się odpowiedzieć na ten list.

Tymczasem zmykam bo zbliża się burza. Ale ona przyjdzie i pójdzie. Szkoda, że moje problemy nie mogą sobie od tak przejść z porywem silniejszego wiatru...

niedziela, 6 lipca 2014

Krzyk

Zabijam każdy krzyk, każde przeczucie.
Chwilę, w której wołam o pomoc.
Ig­no­rujsz. Nie patrzysz, nie chcesz widzieć, twarz odwracasz…
Spod moich po­wiek wypływa kil­ka łez.
Nic niez­naczących.
Nie słyszysz, nie chcesz słyszeć. Nie czu­jesz, nie ro­zumiesz.
W garści wszys­tkie myśli, wokół pus­tka.
Gdzieś błędy się śmieją, gdzieś pękł fun­da­ment.  Sil­niej­sze ode mnie.
Krzyw­dzę.
W oczach bunt bez­radność wma­lowała. Te­raźniej­szość mo­je ręce trzy­ma.
Wy­rywam się. Raz się udało… Na chwilę. Za mało. Czas płynie, wy­sycha.
Pros­to, a skręcam. Uni­kam. Nie do­gonię, nie zmienię, nie umiem, nie wiem…
Z ust wstyd ob­li­zuję.
Słony smak od­rzu­ca od siebie.
Z cza­sem zwiet­rze­je, z cza­sem wyb­laknie. Nie ma mnie nig­dzie. O co chodzi? Wszys­tko odeszło, życie nie słodzi.
Proszę, błagam... Ty nie słyszysz. Na mar­gi­nes spychasz. Uwol­nij mnie od tych wspom­nień.
Bo­li.
Co­kol­wiek więc czuję. To nie sen, więc…

Słońce za oknem, upał na dworze, a ja zamknięta w pokoju i smutna. Już nie umiem się beztrosko uśmiechać, a tak bardzo tego pragnę!
Odkąd znalazłam się na marginesie nie umiem się cieszyć z drobnych rzeczy. Wciąż powracam do przeszłości pełnej radości.
Teraz nie mam nic - nawet marzeń.
Nikt mnie nie chce, nie potrzebuje, nie pragnie. Samotność rani jak cholera.

Codziennie spotykam się z takimi jak ja. Robię to niechętnie, ale czym jest moja niechęć w porównaniu z argumentem, że dzięki tym spotkaniom mam terapię i nie siedzę w domu, przez co nie mam czasu na głupie rozmyślania i użalanie się nad sobą. Tylko ja nie chcę TAM jeździć i udawać, że wszystko jest OK bo nie jest!
Dobrze wiem, że spierdoliłam swoje życie i nie odzyskam tego co miałam! Tylko ile mam się męczyć i udowadniać, że nie jestem wielbłądem?  Ile razy mam komuś tłumaczyć, że w czasie ataku mojej choroby NIE byłam, NIE jestem i NIE będę sobą? Ile razy mam mówić, że mnie to męczy tak samo jak innych?

Wiecie co boli najbardziej? To, że niektórzy zarzucają mi KŁAMSTWO! Uważają, że ja tylko udaję, gram by innym zagrać na uczuciach. Tylko CI WŁASNIE ludzie NIE mają bladego pojęcia jak cholernie ciężko jest żyć w społeczeństwie, które nie akceptuje tego jaka jestem. Tak po prostu.

Jak człowiek ma raka to ludzie biegną mu na ratunek i chwała im za to, ale jeśli powie się, że jest się chorym psychicznie to ludzie uciekają i udają, że ciebie nie znają! Tak właśnie jest! A przecież choroba jest chorobą i nic się na to nie poradzi.

Nie poradzi się nic nawet na to, że dla niektórych i tak będę wielbłądem, więc serio, serio wolę siedzieć w tym pokoju i upajać się fikcją w książce, a nie fikcją istnienia jakiegokolwiek zrozumienia ze strony innych ludzi.

sobota, 5 lipca 2014

Na marginesie

Ludzkie odruchy na marginesie życia niosą nadzieję.




Świat zamyka mnie w nawiasie, a potem w cudzysłowie przeprasza mnie za wielokropki i myślniki. 
Dlatego siedzę na końcu zdania i nawijam na tapetę niewypowiedziane słowa, kończąc wykrzyknikami.







Nikt mi nie zabroni przecinkiem dać komuś w głowę i milczenie zamienić w krzyk.

A tak na marginesie - to ludzie tworzą świat. Ubierając mnie w przymiotniki nie umieją spojrzeć w oczy.
Słowa niecenzuralne z uśmiechem wypowiadają. Oceniają, nie znając mnie.

A ja?
Dalej siedzę.